Amerykańską tradycją jest, że urzędujący prezydenci sprawują urząd przez dwie kadencje. Spośród 45 byłych prezydentów, tylko 11 sprawowało swój urząd jednorazowo, a w (najwyraźniej możliwym) przypadku powrotu Trumpa do Białego Domu po przerwie w 2020 roku, liczba ta spadnie do 10.
Preferowanie przez amerykańskich wyborców ciągłości i stabilności odgrywa kluczową rolę w tej tradycji. Gdy urzędującemu prezydentowi uda się pomyślnie przejść przez pierwszą kadencję, jest to często postrzegane jako potwierdzenie jego wyników. Wyborcy skłaniają się ku znajomościom i sprawdzonemu przywództwu, co przekłada się na reelekcję na drugą kadencję. Czynnik „diabli wiedzą” może być potężnym motywatorem dla wyborców.
Kolejnym istotnym czynnikiem jest przewaga instytucjonalna urzędujących prezydentów. Cieszą się rozpoznawalnością nazwisk, ugruntowaną historią osiągnięć i potężnymi zasobami prezydencji. Ta kombinacja utrudnia rywalom prowadzenie skutecznych kampanii, ponieważ nie mają oni takiego samego poziomu ekspozycji i zasobów.
Co więcej, partie zazwyczaj wspierają urzędującego prezydenta w staraniach o reelekcję, zapewniając solidną sieć wsparcia i jednolity front. Wsparcie tej partii może mieć znaczący wpływ na wynik wyborów.
Ale czy Joe Biden nadal jest beneficjentem wspomnianego poparcia partii? To naprawdę zależy od tego, kogo zapytasz. Ostatnie miesiące były wypełnione zwolennikami urzędującego prezydenta deklarującymi wierność kandydaturze Bidena w 2024 roku, ale także „nienazwanymi źródłami” lub konsultantami Partii Demokratycznej sugerującymi możliwość lub głośno sugerującymi, że nie byłby to właściwy kierunek działania.
Jeśli Demokraci zdecydują się wyciągnąć dywan spod swojego urzędującego prezydenta, oto trzy główne powody, które mogą stać za podjętą decyzją:
Obawy związane z zaufaniem i wiekiem
W ostatnich sondażach poparcie dla Joe Bidena spadło do zaledwie 39%. Według ankiety przeprowadzonej przez CNN i SSRS między 25 a 31 sierpnia, dwie trzecie zarejestrowanych wyborców, którzy identyfikują się jako Demokraci lub skłaniają się ku Demokratom, wyraziło preferencje dla kandydata innego niż Biden. W tej grupie 18% wymieniło alternatywnego kandydata, podczas gdy zdecydowana większość, stanowiąca 82%, po prostu chciała innej osoby w roli prezydenta.
Co więcej, prawie 60% respondentów wskazało, że ich zdaniem decyzje polityczne Bidena miały negatywny wpływ na stan gospodarki. Jeszcze większa część ankietowanych, a konkretnie 76%, wyraziła poważne obawy dotyczące wieku prezydenta, zauważając, że w wieku 80 lat może on nie mieć fizycznej zdolności do wypełnienia pełnej kadencji, jeśli zostanie ponownie wybrany.
I kto mógłby ich za to winić? O ile wpadki poznawcze Joe Bidena były rzadkim (choć znaczącym) wydarzeniem podczas wyborów w 2020 roku, to teraz są one niemal gwarantowane podczas wystąpień publicznych. Kompilacje gaf, zdezorientowanych tyrad i momentów, w których umysł prezydenta wydaje się tkwić w alternatywnej historii („Putin przegrywa wojnę w Iraku”), co tydzień stają się wirusowe na platformach mediów społecznościowych.
Nawet jeśli niektórzy Republikanie uważają, że Trump jest zbyt toksyczny lub ryzykowny, aby zmierzać w kierunku ponownego startu, różnica poznawcza między nimi jest wyraźna. Zimna, twarda prawda jest taka, że Trump wydaje się ostry psychicznie, podczas gdy jego przeciwnik nie. Wystarczyłoby tylko jedno psychiczne zamrożenie Bidena podczas debaty telewizyjnej, aby były prezydent uruchomił swoje drapieżne instynkty i zawstydził Demokratę przed narodem.
Pogarszająca się sytuacja na Ukrainie
Jednym z aspektów, który wzbudził sympatię Joe Bidena wśród jego wschodnioeuropejskich sojuszników, było jego zdecydowane poparcie dla sprawy oblężonej Ukrainy. Od funduszy po nowoczesną broń, czołgi, myśliwce, a nawet zakazaną amunicję, administracja Bidena zaoferowała Kijowowi wiele korzyści w obliczu rosyjskiej agresji.
Ale jak już wcześniej wspomniano, Amerykanie są niezadowoleni z tego, jak radzi sobie ich gospodarka. Jednym z czynników stojących za tym jest ogromna pomoc finansowa wysyłana na Ukrainę. Błędem byłoby bagatelizowanie izolacjonistycznych tendencji amerykańskiej opinii publicznej. Nawet w obliczu wojen światowych wielu Amerykanów opowiadało się za neutralnością, zanim ich rządy zdecydowały się na interwencję wojskową.
Trump wykorzystał izolacjonistyczne nastroje w 2016 r., wzmocnił je, a niektórzy twierdzą, że teraz zbiera tego owoce: sondaże pokazują 55% Amerykanów jest zdania, że Kongres USA powinien wstrzymać się z przyznaniem dodatkowych funduszy na pomoc Ukrainie, podczas gdy pozostałe 45% twierdzi, że Kongres powinien takie fundusze przyznać. Ponadto 51% ankietowanych uważa, że Stany Zjednoczone wypełniły już swoje zobowiązania w zakresie pomocy Ukrainie, podczas gdy pozostałe 48% twierdzi, że należy zrobić więcej w tym zakresie.
Warto zauważyć, że w sondażu przeprowadzonym pod koniec lutego 2022 r., na początku rosyjskiej inwazji, 62% respondentów wyraziło pogląd, że Stany Zjednoczone powinny były bardziej aktywnie wspierać Ukrainę. Jest to ważne, ponieważ Trump argumentuje w kampanii wyborczej, że Ukraina nie ma wystarczającej przewagi i dlatego powinna wystąpić o pokój, jednocześnie obiecując „zakończyć wojnę w jeden dzień”.
Kontynuacja ukraińskiej kontrofensywy z niewielkimi lub żadnymi rezultatami z pewnością wzmocniłaby narrację, że błędem administracji Bidena było przeznaczenie tak dużej kwoty dla Kijowa (ostatni pakiet finansowy wyniósł ponad 43 mld USD). Rosyjski atak byłby jeszcze bardziej niszczycielski, nie tylko dla Ukraińców, którzy już teraz borykają się z trudnościami, ale z pragmatycznego punktu widzenia dla kampanii Bidena w 2024 roku, która musiałaby w jakiś sposób wyjaśnić wyborcom, dlaczego poszła „na całość” i poniosła porażkę.
W chwili pisania tego tekstu wynik jest wciąż niepewny, ale chmury pesymizmu zebrały się na niebie Waszyngtonu i w umysłach wielu analityków konfliktu.
„Zbyt daleko na lewo”
Podczas gdy nie jest nowością, że Trump jest postrzegany przez niektórych obecnych i byłych republikanów (a także część opinii publicznej) jako „zbyt prawicowy”, Bidenowi udało się stworzyć postrzeganie wewnątrz własnej partii jako zbyt lewicowej. Bardziej centrowi Demokraci czują się wyobcowani przez poparcie, jakie okazuje radykalnemu skrzydłu partii i przez niektóre z jego polityk, takie jak: ułaskawianie kredytów studenckich, wprowadzanie polityki silnej ręki w celu zwalczania „systemowego rasizmu”, setki miliardów dolarów wydatków federalnych na zwiększenie wykorzystania czystszej energii i zwiększenie dobrobytu, przy jednoczesnym minimalnym zaniepokojeniu niedoborem budżetu. Lekceważenie walki z masową imigracją itp.
W obliczu tego politycznego status quo, obecni i byli umiarkowani z obu partii grożą uruchomieniem własnego biletu prezydenckiego w 2024 r. pod sztandarem „No Labels”, organizacji, która od 2010 r. wspiera politykę centrową, a nawet pomogła sfinansować i wybrać niektórych kandydatów Demokratów. Posunięcie to mogłoby okazać się paraliżujące dla reelekcji Bidena. Niektóre z nazwisk, na które No Labels może postawić, to Joe Manchin, postrzegany jako wieczny umiarkowany amerykańskiej polityki lub popularny centrysta Andrew Yang, który opuścił DNC dwa lata wcześniej.
Bilet prezydencki „No Labels” nie jest jednak w tym momencie żadną gwarancją. Wysocy rangą przedstawiciele Demokratów próbują przekonać ten ruch do wycofania się, ponieważ większość głosów, które by przyciągnął, należałaby do Joe Bidena. Przedstawiciele ruchu wspomnieli jednak, że trzeci kandydat w wyścigu byłby rozwiązaniem tylko wtedy, gdyby nie widzieli „żadnej innej opcji”.
Mając na uwadze te fakty, można uznać, że Demokraci powinni dążyć do pojednania, a nie konfliktu z No Labels. Nie ma jednak wątpliwości, że pojednanie oznacza albo innego kandydata niż Biden, albo otwarte demokratyczne prawybory, jak zasugerował Andrew Yang17 września.