Nie ma wątpliwości co do niemoralności niewolnictwa. Sam pomysł, że jedna osoba może posiadać i wykorzystywać drugą, jest odrażający dla współczesnego człowieka. Ale niektóre twierdzenia dotyczące niewolnictwa nie dotyczą moralności, ale faktów, na przykład niedawne oświadczenie burmistrza Londynu Sadiqa Khana, że „nasz naród i miasto zawdzięczają dużą część swojego bogactwa roli w handlu niewolnikami”. Możliwe jest również, że kolonializm jest zły, jeśli rozumie się przez niego podbój przez potężny naród niektórych słabszych, a następnie rządzenie nimi wbrew woli ich członków. Jednak niektóre twierdzenia dotyczące kolonializmu nie odnoszą się do moralności, ale do faktów, na przykład twierdzenie lewicowego dziennikarza Owena Jonesa, że „krwawe pieniądze kolonializmu wzbogaciły zachodni kapitalizm”. W krótkiej i czytelnej książce opublikowanej w tym roku dr Kristian Niemietz z London Institute of Economic Affairs przedstawia przekonujące dowody na to, że te dwa twierdzenia są fałszywe. Jego konkluzja jest następująca: „Kolonializm i handel niewolnikami były w najlepszym razie niewielkimi czynnikami w przełomie gospodarczym Wielkiej Brytanii i Zachodu, a całkiem możliwe, że przynosiły straty netto”.
Niewolnictwo bezproduktywne
W 1776 r. Adam Smith wskazał w książce Bogactwo narodów że niewolnictwo prawdopodobnie nie będzie produktywne, ponieważ niewolnicy nie mieli motywacji do wysiłku ani do ujawniania i rozwijania jakichkolwiek specjalnych umiejętności: „Doświadczenie wszystkich wieków i narodów, jak sądzę, pokazuje, że praca wykonywana przez niewolników, choć wydaje się kosztować tylko ich utrzymanie, jest ostatecznie najdroższa ze wszystkich”. Niemietz zgadza się i zadaje wiele trafnych pytań na temat transatlantyckiego handlu niewolnikami w Wielkiej Brytanii. Jak duże były zyski z niewolnictwa w porównaniu z ogólną wielkością brytyjskiej gospodarki lub brytyjskich inwestycji? Czy te prywatne zyski przekroczyły koszty ponoszone przez podatników? Czy plantacje w Ameryce mogłyby istnieć bez niewolnictwa, na mniejszą skalę?
Współczesne badania pokazują, że zyski z handlu niewolnikami stanowiły równowartość niecałych 8 procent całkowitych inwestycji Wielkiej Brytanii. Oznacza to, że nawet gdyby handlarze niewolników byli niezwykle bystrymi inwestorami, nie wnieśliby zbyt wiele do całkowitych inwestycji Wielkiej Brytanii. Badanie pokazuje również, że plantacje cukru, zwykle przedstawiane jako bastiony zniewolenia, w szczytowym momencie wnosiły zaledwie 2,5% wartości brytyjskiej gospodarki. Było to mniej niż, powiedzmy, hodowla owiec, ale jak zauważa Niemietz, nikt nie twierdzi, że hodowla owiec sfinansowała lub przyspieszyła rewolucję przemysłową.
Co więcej, utrzymanie niewolnictwa było dalekie od bezkosztowego, na przykład obrona wysp karaibskich, na których znajdowały się plantacje cukru. W czasach handlu niewolnikami Wielka Brytania dysponowała znacznie większymi siłami zbrojnymi niż inne kraje europejskie, a ludność brytyjska była obłożona wysokimi podatkami. Niemietz konkluduje: 'Zyski były niewielkie w stosunku do wielkości brytyjskiej gospodarki i nie mogły wyjaśnić więcej niż niewielką część całkowitych inwestycji. Gdy odejmiemy koszty fiskalne, zyski netto mogły być ujemne”. Niemietz wątpi jednak, czy gospodarka plantacyjna prosperowałaby bez niewolnictwa. Prawdopodobnie jego jedynym pozytywnym wkładem w europejską gospodarkę było to, że na pewien czas obniżył ceny cukru, kawy i innych produktów tropikalnych z poziomu, który zostałby osiągnięty przez wolny rynek (z najemną siłą roboczą zamiast niewolników).
Brak korzyści dla kolonizatorów
Na pierwszy rzut oka kolonializm nie wydaje się tak zły jak niewolnictwo. Można sobie wyobrazić, choć być może nie jest to prawdopodobne, że cywilizowany naród podbiłby ziemię zamieszkaną przez dzikie plemiona, mądrze nią rządził, edukował ludzi i stopniowo ją cywilizował. Ale pomijając moralność, czy kolonializm mógł być opłacalny dla kolonizatorów? Adam Smith tak nie uważał i, co zaskakujące, Otto von Bismarck się z nim zgodził. „Rzekome korzyści z kolonii dla handlu i przemysłu kraju macierzystego są w większości iluzoryczne. Koszty związane z zakładaniem, wspieraniem, a zwłaszcza utrzymywaniem kolonii”, zauważył Bismarck, „bardzo często przewyższają korzyści, jakie kraj macierzysty czerpie z nich, pomijając fakt, że trudno jest uzasadnić nałożenie znacznego obciążenia podatkowego na cały naród na rzecz poszczególnych gałęzi handlu i przemysłu”.
Niemietz omawia cztery imperia kolonialne: brytyjskie, francuskie, niemieckie i belgijskie. Wskazuje, że eksploatacja kolonii nie mogła być znaczącym czynnikiem brytyjskiej industrializacji i bogactwa. Przed rozwojem transportu kontenerowego, logistyki transportu i technologii komunikacyjnych, które w ogromnym stopniu ułatwiły handel międzynarodowy, większość działalności gospodarczej Wielkiej Brytanii miała charakter krajowy. Nawet wtedy, w XVIII i XIX wieku, najważniejszymi partnerami handlowymi Wielkiej Brytanii byli jej europejscy sąsiedzi, a nie kolonie. Badania pokazują, że większość brytyjskich inwestycji była finansowana z oszczędności krajowych i handlu wewnątrzzachodniego. Co więcej, koszt pozyskania i utrzymania kolonii musi być zrównoważony z wszelkimi możliwymi korzyściami. Niemietz przyznaje, że imperia mogą zachęcać do handlu w obrębie swoich granic, ale część handlu poza nimi i tak miałaby miejsce. Jego wniosek, oparty na opiniach ekspertów, w tym lewicowych historyków, jest taki, że niektóre strategicznie rozmieszczone grupy mogły odnieść korzyści z Imperium Brytyjskiego, ale wątpliwe jest, aby całkowity zysk netto był większy niż całkowity koszt netto. W przypadku Francji wydaje się jednak, że imperium było zasadniczo samofinansujące się. Tak więc Francja nie była ani lepsza, ani gorsza dzięki swojemu imperium kolonialnemu. W przypadku Niemiec zapisy potwierdzają przekonanie Bismarcka, że koszt kolonii był wyższy niż zysk.
Strata dla skolonizowanych
Jedynym imperium kolonialnym, w którym korzyści dla kolonizatora wyraźnie przewyższały koszty, było imperium belgijskie. Niemietz zauważa jednak, że był to szczególny przypadek z dwóch powodów. Belgijski skarb nie wydawał prawie nic na kolonie, a obejmowały one terytoria bogate w zasoby naturalne: niektóre części Konga były prawie jak współczesny Kuwejt. Imperium Belgijskie z pewnością było kolonializmem w najgorszym wydaniu.
Chociaż w większości przypadków kolonizatorzy nie odnosili znaczących korzyści netto, można założyć, że często kolonizowani ponosili straty. Jednym z powodów było to, że rządy kolonialne były zazwyczaj autorytarne, z niewielkimi wbudowanymi ograniczeniami. Po uzyskaniu niepodległości lokalne elity przejęły tę nieograniczoną władzę. Wyzysk przez cudzoziemców został zastąpiony wyzyskiem przez klasę rządzącą (z wyjątkiem państw osadniczych, takich jak Kanada, Australia i Nowa Zelandia, gdzie pojawiły się instytucje podobne do tych w Wielkiej Brytanii). Innym powodem było to, że przynajmniej w Afryce handel niewolnikami, z jeńcami wojennymi sprzedawanymi Europejczykom, miał szkodliwy wpływ, ponieważ doprowadził do fragmentacji społecznej i etnicznej, co z kolei utrudniło postęp gospodarczy.
Kilka dalszych spostrzeżeń
Jednym z atutów książki Niemietza jest jej zwięzłość. Nie mogę jednak oprzeć się dodaniu kilku spostrzeżeń. Przypadek Islandii wydaje się potwierdzać ustalenia autora. Pod koniec XVIII wieku niektórzy prominentni Brytyjczycy zaproponowali, by Wielka Brytania zajęła Islandię, będącą wówczas duńską kolonią. Władze brytyjskie przeanalizowały propozycję i doszły do wniosku, że zajęcie Islandii byłoby stosunkowo łatwe, ale utrzymanie jej kosztowne. W rezultacie odrzucili tę propozycję. W XIX wieku Dania wydała na Islandię mniej więcej dwa razy więcej pieniędzy niż od niej otrzymała. Ciekawostką jest również fakt, że obecnie trzy najbogatsze kraje europejskie, Szwajcaria, Norwegia i Islandia, nie były potęgami kolonialnymi.
Po drugie, w XX wieku Związek Radziecki przywrócił niewolnictwo w osławionych obozach pracy, Gułagu. Obozy te prawdopodobnie nie były produktywne na dłuższą metę z powodów wymienionych przez Adama Smitha. Mogły one być nawet mniej produktywne niż plantacje na południu Stanów Zjednoczonych, na Karaibach i w Brazylii, ponieważ więźniowie Gułagu nie byli kupowani po cenie rynkowej, więc ich „właściciel” – Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego – miał niewielką motywację do ich dobrego traktowania. Związek Radziecki również ustanowił imperium kolonialne, choć nie nazywano go tak: kontrolował wiele państw wasalnych i bezlitośnie je wykorzystywał.
Trzecim spostrzeżeniem jest to, że niewolnictwo rozpoczęło się wcześniej i zakończyło później w krajach arabskich niż na Zachodzie, podczas gdy nie wydaje się, aby stworzyło tam jakiekolwiek bogactwo. Nawet w odległej Islandii arabscy piraci przybyli w 1627 roku i schwytali setki ludzi, których następnie sprzedali na targach niewolników w Afryce Północnej. Szacuje się, że w sumie Arabowie zniewolili ponad milion białych Europejczyków i około siedmiu milionów czarnych Afrykanów, podczas gdy od dziesięciu do dwunastu milionów Afrykanów zostało przymusowo sprowadzonych do obu Ameryk.
Czwarta kwestia dotyczy rekompensaty. Jeśli przyjmiemy, dla dobra argumentacji, że całe grupy powinny być uważane za ofiary niesprawiedliwości i że w związku z tym należy im się odszkodowanie, to prawdopodobnie powinny mieć zastosowanie tradycyjne zasady ubezpieczenia. Oznacza to, że odszkodowanie powinno zapewnić im taką samą sytuację, w jakiej byliby, gdyby nie stali się ofiarami niesprawiedliwości. Dlatego też potomkowie niewolników w Stanach Zjednoczonych powinni mieć zapewniony taki sam poziom życia, jaki mieliby, gdyby ich przodkowie pozostali w Afryce, a nie zostali schwytani przez innych Afrykanów i sprzedani Europejczykom. Ironia polega jednak na tym, że ten standard życia byłby średnio znacznie niższy niż ten, którym potomkowie niewolników cieszą się obecnie w Stanach Zjednoczonych.
Po piąte, dość wymowny jest fakt, że ludność jednej z ostatnich kolonii, Hongkongu, wolałaby pozostać pod rządami brytyjskimi niż zostać przekazana Chinom w 1997 roku. Podczas gdy kolonializm często powodował więcej kosztów niż korzyści dla kolonizowanych, z pewnością nie było tak w Hongkongu. Dobrze napisane i poruszające powieści o kolonializmie, takie jak Jądro ciemności Josepha Conrada
Jądro ciemności
Josepha Conrada czy Pasaż do Indii E. M. Forstera, oferują tylko część prawdy. Są też inne, jak pokazuje książka Niemietza i przykład Hongkongu.