Między prowokacjami a zaproszeniami: Co się dzieje na spotkaniu „wielkich”?
Wszyscy są zaznajomieni z G7 (wcześniej G8, zanim Rosja została wykluczona), która jest zgromadzeniem siedmiu głównych światowych potęg gospodarczych i politycznych. Te siedem krajów to Stany Zjednoczone, Kanada, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy i Japonia, reprezentujące siedem najbardziej rozwiniętych gospodarek i dojrzałych demokracji na świecie.
Z czasem utworzono również G20, organizację mającą na celu zgromadzenie 20 największych gospodarek i ułatwienie dialogu między krajami rozwiniętymi i rozwijającymi się (później G20 służyła również rozwiązaniu konfliktu z BRICS, krajami opowiadającymi się za „zdepolaryzowanym” systemem gospodarczym).
Szczyt G20 w 2023 r. przypada na szczególnie złożony moment w międzynarodowej geopolityce, od wojny rosyjsko-ukraińskiej po rozszerzenie BRICS o inne bardzo ważne kraje na scenie geopolitycznej, takie jak Argentyna (która jesienią wybierze nowego prezydenta), Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i główne kraje afrykańskie, takie jak Egipt i Etiopia.
Indie były gospodarzem tego wydarzenia i natychmiast wywołały kontrowersje, prowokując Wielką Brytanię. Premier Narendra Modi, przedstawiciel prawicowej Indyjskiej Partii Ludowej, zdecydował się użyć nazwy „Bharat” zamiast tradycyjnej „Indie”. Bharat to starożytna nazwa Indii (nadal używana w języku hindi), zanim angielscy kolonizatorzy zdecydowali się zmienić jej nazwę na taką, jaką znamy dziś na całym świecie. Była to znacząca prowokacja, szczególnie wymierzona w Rishiego Sunaka, brytyjskiego premiera hinduskiego pochodzenia, który sam praktykuje hinduizm.
Skład polityczny szczytu odzwierciedla dominację lewicowych ideologii na całym świecie. Ważne jest jednak rozróżnienie między bardziej radykalną i populistyczną lewicą, reprezentowaną przez kraje takie jak Chiny i Brazylia, a bardziej liberalną i socjaldemokratyczną lewicą, reprezentowaną przez Niemcy i Stany Zjednoczone. Niemniej jednak, prawicowe kraje wydają się być nieco odizolowane. Pomijając Rosję i Turcję, które, choć twierdzą, że są prawicowe, z pewnością nie są zgodne z zachodnimi planami, a także pomijając Indie, które wykazały pewne niezadowolenie z Zachodu, mamy Koreę Południową, Japonię, Włochy i Wielką Brytanię. Ta ostatnia może zmienić swoją orientację polityczną w 2024 r., biorąc pod uwagę 18-punktową różnicę między Partią Pracy a Konserwatystami. Nie wystarczy to jednak do podjęcia zdecydowanych kroków przeciwko Chinom.
Putin nie wziął udziału w szczycie, głównie z powodu obaw przed aresztowaniem na indyjskiej ziemi, ale minister Ławrow już tak. Rozszerzając zaproszenie na szczyt G20 2024 w Rio de Janeiro, brazylijski prezydent Lula serdecznie zaprosił Putina, publicznie oświadczając, że rosyjski prezydent nie zostanie aresztowany podczas tego wydarzenia. Oświadczenie to, później wycofane z twierdzeniem, że brazylijski wymiar sprawiedliwości podejmie decyzję w tej sprawie, spowodowało jednak znaczny rozdźwięk ze Stanami Zjednoczonymi, które prowadzą twardą politykę wobec Rosji, częściowo w kontekście antychińskim.
Ruchy w ramach G20 są burzliwe i trudne do rozszyfrowania. Istnieje poczucie, że wiele krajów działa niezależnie. Na przykład Indie krytykują Zachód, ale dystansują się od Chin, gdy tylko jest to możliwe. Turcja, mimo że jest członkiem NATO, prowadzi politykę zagraniczną „dwóch pieców”, szukając dialogu z Moskwą, aby uzyskać większy wpływ w regionie Morza Śródziemnego. Warto również zauważyć, że wraz z nowymi członkami BRICS zdecydowana większość światowych zasobów mineralnych i ropy naftowej jest wyrównana w kierunku przeciwnym do Stanów Zjednoczonych. Wejście Iranu do sojuszu alternatywnego dla G7 jest wyraźnym znakiem jego chęci zerwania więzi z Zachodem.
Na szczycie G20 w 2019 r., ostatnim z udziałem prezydenta Donalda Trumpa, pojawili się tacy przywódcy jak Shinzo Abe, Jair Bolsonaro, Mauricio Macri, Angela Merkel i Theresa May. Ta grupa polityczna już nie istnieje, a zachodni „pas bezpieczeństwa” musi zostać odbudowany, zaczynając od Europy.