Niedawno otrzymałem dwa interesujące dokumenty. Jednym z nich był raport Partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) na temat wolności i pluralizmu mediów w Europie w latach 2014-2023: Threats and Opportunities for Thriving Democracies (Zagrożenia i szanse dla dobrze prosperujących demokracji). Drugim była lista pytań przesłana mi przez Islandzkie Stowarzyszenie Pisarzy na temat gróźb, agresji i przemocy wobec pisarzy, która miała zostać wykorzystana w skandynawskiej ankiecie przeprowadzonej przez Szwedzki Instytut Kultury Kulturanalys.
Raport ECR
Raport partii ECR zawiera wiele intrygujących spostrzeżeń, na przykład o zagrożeniu dla dziennikarzy w Turcji, gdzie około czterdziestu z nich przebywa obecnie w więzieniu, o próbach serbskiego rządu, aby oznaczyć niezależnych dziennikarzy jako agentów obcych mocarstw; oraz o rosyjskich wysiłkach na rzecz szerzenia dezinformacji i wzniecania niepokojów wśród rosyjskojęzycznych mniejszości w krajach bałtyckich. Jest jednak kilka punktów, które sam dodałbym do takiego raportu. Jednym z nich jest niebezpieczeństwo autocenzury na temat islamistycznego zagrożenia dla tradycyjnych europejskich wartości. Niewielu odważyło się rzucić wyzwanie radykalnym islamistom. Inną kwestią jest to, że jestem ambiwalentny co do prób ograniczania wolności potentatów biznesowych do promowania swoich opinii (i interesów) we własnych mediach: może to być realne zagrożenie na małym rynku medialnym, jak w moim kraju, Islandii, ale w dużych społeczeństwach prawdopodobnie nastąpiłaby samokorekta, a inni rzuciliby wyzwanie nadużywającym potentatom i zaoferowali lepsze usługi na rynku medialnym. Trzecią kwestią jest niepokojąca dominacja lewicowych dziennikarzy w mediach rządowych, takich jak BBC w Wielkiej Brytanii i stacje telewizyjne prowadzone przez rząd w krajach skandynawskich. „Prawo” nazwane na cześć brytyjskiego poety i historyka Roberta Conquesta nadal obowiązuje: Każda instytucja, która nie jest wyraźnie prawicowa, prędzej czy później staje się lewicowa. Dobroczyńcy i niedoszli zbawcy świata gromadzą się w szkołach i mediach, podczas gdy ludzie w miarę zadowoleni z siebie i życia w ogóle zostają lekarzami, inżynierami i biznesmenami.
Poza „grzecznym społeczeństwem
Lista pytań przesłanych mi przez Stowarzyszenie Pisarzy skłoniła mnie do refleksji nad moją własną karierą jako prawicowego naukowca w lewicowym środowisku i jako pisarza wyrażającego opinie niepopularne w „grzecznym społeczeństwie”, choć po cichu podzielane przez wielu, zwłaszcza ciężko pracujących, normalnych ludzi, człowieka w omnibusie Clapham. Czy ja, jako niedawno emerytowany profesor polityki na Uniwersytecie Islandzkim, znałem jakiekolwiek przykłady „gróźb, agresji lub przemocy” wobec pisarzy?
Obawiam się, że odpowiedź brzmi „tak”, choć generalnie jestem zwolennikiem zasady „nigdy nie wyjaśniaj, nigdy nie narzekaj”. Chociaż ludzie zwykle udają, że słuchają ze współczuciem, nikt tak naprawdę nie jest zainteresowany nieszczęściami, trudami i kłopotami innych. Zwykle jest to lepiej odbierane, jeśli zapalisz świecę zamiast przeklinać ciemność. Ale ponieważ zostałem o to zapytany, chcę udzielić bezpośrednich odpowiedzi.
Napad w biały dzień
Jedyny raz, kiedy doświadczyłem bezpośredniej przemocy, miał miejsce 27 sierpnia 2009 r. na Placu Parlamentarnym w Reykjaviku. Uczestniczyłem w spotkaniu protestacyjnym przeciwko porozumieniu, które lewicowy rząd zawarł z Wielką Brytanią, udzielając rządowej gwarancji długów islandzkich banków w Wielkiej Brytanii. Moim zdaniem ludzie powinni dokonywać transakcji na rynkach finansowych na własne ryzyko. Zobaczył mnie reporter i chciał przeprowadzić ze mną wywiad. Opuściliśmy spotkanie i zaczęliśmy nagrywać wywiad. Ale niektórzy radykałowie poszli za nami i zaczęli mnie zaczepiać i rzucać we mnie kamieniami. Uciekłem do Izby Parlamentu. Dziwne w tym wszystkim było to, że osoby postronne były zainteresowane jedynie uchwyceniem incydentu na swoich smartfonach, a nie powstrzymaniem przemocy. Znaleziono co najmniej dwa filmy na ten temat, jeden na Youtube, a drugi na stronie głównej gazety.
Agresywne zachowanie
Nie mogę powiedzieć, że kiedykolwiek spotkałem się z przemocą na Uniwersytecie Islandzkim. Większość pracowników akademickich jest dość uprzejma. Przypominam sobie tylko dwa incydenty graniczące z agresją. Krótko po upadku banku w 2008 roku, kiedy szedłem z biura do kawiarni uniwersyteckiej, spotkałem na korytarzu wykładowczynię filozofii, Sigridur Thorgeirsdottir, specjalistkę od Nietzschego, ale w przeciwieństwie do niego zagorzałą feministkę, a nawet ultra-feministkę. Przywitałem się z nią radośnie, jak to mam w zwyczaju z moimi kolegami. Minęła mnie w milczeniu, ale potem odwróciła się, spojrzała na mnie i drżącym głosem i z wielkim wzruszeniem wykrzyknęła: „Nie przywitałam się z panem, ponieważ uważam, że jest pan przynajmniej częściowo odpowiedzialny za upadek banku. Byłeś bardzo wpływowy w latach poprzedzających upadek”. Wzruszyłem ramionami i pomyślałem, że nie było to dokładnie sokratejskie zachowanie. Trzeba jednak uczciwie dodać, że następnego dnia przyszła do mojego biura i przeprosiła.
14 października 2016 r. wychodziłem z Senior Common Room w budynku nauk społecznych, kiedy weszła kobieta, członkini personelu, Margret Bjornsdottir. Powiedziałem jej „Dzień dobry”. Patrzyła w dół, pogrążona w myślach i odpowiedziała „Cześć”. Ale kiedy podniosła wzrok i zobaczyła, kto ją przywitał, krzyknęła na mnie, gdy wychodziłem: „Cofam moje powitanie, ponieważ nie rozmawiam z tobą”. Najwyraźniej była zła, ponieważ niedawno wskazałem na pewne nieprawidłowości w finansach Partii Socjaldemokratycznej w 2009 roku, kiedy przewodniczyła Komitetowi Wykonawczemu partii. Zauważyłem również, że partia była wspierana przez dwa tajemnicze fundusze, pierwotnie pochodzące ze znacznych majątków starej Partii Socjaldemokratycznej i nieistniejącego już Sojuszu Ludowego.
Żądanie mojego zwolnienia
Niektórzy islandzcy potentaci biznesowi nie byli zadowoleni z mojej krytyki pod ich adresem, chociaż jako zdecydowany zwolennik wolnego rynku jestem ogólnie przychylny inwestorom venture capital i przedsiębiorcom. Jednak jeden z biznesmenów, Johannes Jonsson, jeden z właścicieli sieci sklepów Bonus, zażądał spotkania z Kristin Ingolfsdottir, ówczesną rektor Uniwersytetu, 9 grudnia 2009 r., oświadczając publicznie przed spotkaniem, że zażąda zwolnienia mnie z pracy. Powiedział, że moje ataki na niego i jego rodzinę stawały się nie do zniesienia. (Skrytykowałem gotowość islandzkich banków do umorzenia ogromnych długów jego sieci detalicznej. On i jego rodzina byli zdecydowanie największymi dłużnikami banków przed upadkiem. Od tego czasu zmieniłem jednak swoją opinię. Z perspektywy czasu wiele z ich inwestycji było całkiem rozsądnych. Byli zdolnymi biznesmenami. Ale to już inna historia). Ku mojemu zaskoczeniu, nigdy nie słyszałem nic o tym spotkaniu poza tym, co przeczytałem w gazetach. Rektor nie skontaktował się ze mną, aby poinformować mnie o tym, co się stało. Ponownie wzruszyłem ramionami.
Nie nazwałbym tego agresją ani nawet zastraszaniem, ale być może jest to miejsce, by wspomnieć, że w Reykjaviku wystawiono dwie sztuki, w których jestem jednym z głównych bohaterów, a islandzki poeta opublikował cały tomik wierszy, w którym odgrywam główną rolę jako rzecznik nieokiełznanego kapitalizmu, człowiek ekonomiczny. Traktuję to jednak raczej jako komplement niż jako szykanę. „Jest tylko jedna rzecz w życiu gorsza od bycia obgadywanym, a jest nią brak obgadywania”.
Stronniczy recenzent
Spośród wielu historii, które mógłbym opowiedzieć o próbach (często nieudanych) odmówienia mi grantów i dostępu do czasopism naukowych, wyróżnię jedną. Przetłumaczyłem Czarną księgę komunizmu na islandzki w 2009 roku. Pierwotnie zamierzałem napisać dodatek na temat islandzkiego ruchu komunistycznego, liczący około 100 stron. Szybko jednak przekonałem się, że potrzeba znacznie więcej badań na ten temat. Dlatego w 2011 roku złożyłem wniosek o grant z Funduszu Badawczego Uniwersytetu. Moja aplikacja została odrzucona, ponieważ recenzent złożył negatywny raport. Recenzentką okazała się kobieta o imieniu Ragnheidur Kristjansdottir, pasierbica jednej z głównych postaci w historii islandzkiego ruchu komunistycznego, Svavara Gestssona, która kształciła się w szkole partii komunistycznej w Berlinie Wschodnim. Kiedy jesienią 2011 r. ukazała się moja 624-stronicowa książka, Stowarzyszenie Islandzkich Historyków zorganizowało specjalne spotkanie, aby spróbować obalić jej główny wniosek, który, co nie jest zaskoczeniem, był taki, że islandzcy komuniści byli dość podobni w teorii i praktyce do komunistów w innych krajach. Poszedłem na spotkanie, broniłem swojego głównego wniosku i skonfrontowałem prelegentów (jednym z nich była Ragnheidur Kristjansdottir) z kilkoma niewygodnymi pytaniami. Prawie wszyscy starzy islandzcy komuniści wzięli w nim udział i wciąż pamiętam, jak ciężka była atmosfera, gdy przemawiałem. Ale, jak powiedział Charles Mackay: „Ten, kto wmieszał się w walkę obowiązku, którą znoszą odważni, musiał mieć wrogów. Jeśli ich nie masz, niewielka jest praca, którą wykonałeś”.
Dziwny incydent
Jeden z najdziwniejszych incydentów w mojej karierze akademickiej miał miejsce na początku 2014 roku. Osoba o nazwisku Sigurbjorg Sigurgeirsdottir została mianowana wykładowcą administracji publicznej. Nigdy o niej nie słyszałem, dopóki nie opublikowała kilku artykułów w zagranicznych czasopismach na temat upadku islandzkiego banku. Niestety, były one pełne błędów rzeczowych, a także wątpliwych, ale dyskusyjnych punktów. Między innymi wymyśliła cytat ze mnie w Wall Street Journal z 2004 roku. Musiała to wycofać i przeprosić. The
Cambridge Economic Review
niechętnie opublikowała również trzy moje poprawki do artykułu, którego była współautorką. Napisałem artykuł w islandzkiej gazecie 31 stycznia 2014 r., w którym wymieniłem niektóre z jej najbardziej rażących błędów i wątpliwych punktów, ponieważ tego samego dnia wygłaszała wykład na publicznym spotkaniu na uniwersytecie. Chciałem dać jej możliwość poprawienia przynajmniej błędów rzeczowych. W tym semestrze sam byłem za granicą na urlopie naukowym. Ale jakiś czas później ta osoba wysłała około 20-30 naukowców za granicę długi list o moim nękaniu jej! Powiedziała na przykład, że w moim artykule opublikowałem jej zdjęcie, które było błędne; było wytworem jej wyobraźni. Powiedziała również, że na spotkaniu pojawiło się kilku „zastraszających i bardzo nieprzyjemnie wyglądających facetów”. Poprosiła odbiorców swojego listu, aby napisali do uniwersytetu i wsparli ją przeciwko mojemu nękaniu! Zrobiły to cztery osoby. Napisałem do nich wszystkich, wyjaśniając sprawę i prosząc o wycofanie listów. Wszyscy to zrobili, w taki czy inny sposób. Oczywiście nie wysłałem nikogo na spotkanie, na którym wygłosiła wykład. Nie miałem najmniejszego pojęcia, kim mogli być ci „onieśmielający i nieprzyjemnie wyglądający faceci”. To była czysta fantazja.
Unikanie
Jest to interesujące pytanie filozoficzne, czy unikanie lub wykluczenie społeczne należy uznać za agresję. Nie jestem pewien. Ogólnie uważam, że powinniśmy używać słów w wąskim i dokładnym znaczeniu. Ale niektórzy ludzie uważają, że unikanie jest w istocie agresją, a nawet przemocą, więc może powinienem przytoczyć dwa przykłady, oba wymowne, ale żaden z nich nie jest ważny sam w sobie. W piękny letni dzień, 26 czerwca 2015 r., byłem pogrążony w pracy w moim biurze, gdy nagle przypomniałem sobie, że po południu w Senior Common Room w Budynku Nauk Społecznych odbywa się przyjęcie. Postanowiłem przedyskutować z kolegami historyczną zagadkę. To dlatego w Islandii komuniści w latach 40. pokonali socjaldemokratów w ruchu robotniczym i wśród elit intelektualnych, podczas gdy w krajach skandynawskich, pod wieloma względami podobnych do Islandii, socjaldemokraci zwyciężyli nad komunistami. Odbyłem ożywioną dyskusję na ten temat z profesorem Olafurem Th. Hardarson, nasz ekspert w dziedzinie socjologii politycznej. Przewodniczący wydziału polityki, Baldur Thorhallsson, spóźnił się na przyjęcie i zauważyłem, że wydawał się zaskoczony moim widokiem. Kiedy przyjęcie dobiegało końca, zauważyłem, że muszę wyjść. Olafur powiedział uprzejmie: „Zobaczymy się u Baldura, prawda?”. Odpowiedziałem: „Nie, nie jestem zaproszony do Baldura”.
Prawie nigdy nie widziałem człowieka tak zaskoczonego, jak wtedy Olafur Hardarson. Otworzył usta, ale zamknął je ponownie, a jego oczy rozszerzyły się, gdy wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem. Każdej nocy w Reykjaviku odbywa się co najmniej tysiąc imprez, na które nie jestem zapraszany, ale ta wydawała się nieco osobliwa. Następnego dnia wpadłem na jednego z pracowników wydziału i zapytałem go: „O co w tym wszystkim chodzi? Co Baldur robił wczoraj wieczorem?” Odpowiedział: „Och, to była impreza zorganizowana przez wydział i właściwie opłacona przez wydział, letnia uczta”. Muszę przyznać, że nie uważałem mojego wykluczenia za wielką stratę. Jestem zapraszany na wiele interesujących imprez, chociaż wieczorami wolę cieszyć się dobrą książką. Ale kiedy następnym razem zobaczyłem przewodniczącego wydziału, zapytałem go o to. „Nikt by się nie pojawił, gdybyś tam był” – powiedział. „Ale zdajesz sobie sprawę,” powiedziałem, „że wykluczając jednego profesora na wydziale, zamieniłeś imprezę wydziałową w swoją prywatną imprezę, za którą sam powinieneś zapłacić. Oczywiście musisz zwrócić pieniądze wydziałowi”. Jeszcze tego nie zrobił.
Łaskawe i przyjemne wyjście
Muszę jednak podkreślić, że władze uniwersytetu, zwłaszcza obecny rektor, Jon Atli Benediktsson (szanowany na całym świecie naukowiec), oraz dwaj kolejni dziekani Szkoły Nauk Społecznych, dr Dadi Mar Kristofersson i dr Stefan Hrafn Jonsson, zachowali się wobec mnie nienagannie. Uniwersytet był również bardzo łaskawy w momencie mojego przejścia na emeryturę, kiedy zorganizował międzynarodową konferencję z kilkoma wybitnymi prelegentami, w tym dr Barbarą Kolm, Jej Ekscelencją Gabrielą von Habsburg (byłą ambasador Gruzji w Niemczech) i ministrem finansów Bjarnim Benediktssonem. Na konferencji pojawiło się nie mniej niż 180 osób, ale niewielu zauważyło, że tylko jedna z nich pochodziła z wydziału polityki, na którym pracowałem przez trzydzieści pięć lat! Prawdopodobnie unikanie nie kwalifikuje się jako unikanie, jeśli nikt nie zwraca na to uwagi. Spieszę również dodać, że chociaż starałem się tutaj udzielić uczciwych odpowiedzi na listę pytań Stowarzyszenia Pisarzy dotyczących „gróźb, agresji i przemocy” wobec pisarzy, osobiście naprawdę nie mam żadnych skarg. W moim życiu zapłonęło wiele jasnych świec. Ciemność jest na zewnątrz.