fbpx

Islandia wybiera nowego prezydenta: Halla Tomasdottir

Kultura - 2 czerwca, 2024

Islandia ma ciekawą historię konstytucyjną. Ta odległa wyspa na północnym Atlantyku została zasiedlona w latach 874-930, głównie przez mieszkańców zachodniej Norwegii, ale także przez nordyckie placówki na Wyspach Brytyjskich. Osadnicy założyli Islandzką Wspólnotę Narodów w 930 r., opartą na starej niemieckiej tradycji rządzenia przez popularne coroczne zgromadzenie definiujące i interpretujące prawo, które opierało się głównie na zwyczajach i precedensach. Commonwealth nie miał króla, a prawo było egzekwowane prywatnie przez 39 wodzów. Rolnicy mogli wybrać, do którego wodzostwa będą należeć w swoim regionie. Był tylko jeden urzędnik Wspólnoty Narodów, Mówca Prawa, którego zadaniem było recytowanie i interpretowanie prawa na corocznym zgromadzeniu ludowym. W 1262 r. norweski król przekonał Islandczyków, łącząc groźby i obietnice, aby uznali go za swojego króla i płacili mu daninę w zamian za zapewnienie, że będą przestrzegać własnego prawa i zwyczajów, podczas gdy urzędnicy zastępujący Lawspeakera i reprezentujący króla będą Islandczykami. Wyspa należała do Norwegii do 1380 r., kiedy to korona norweska przeszła w ręce duńskiego króla. Od tego momentu Islandia była zależna od Danii i rządzona z Kopenhagi. Duński król był królem Islandii, a spłaszczony kawałek dorsza, symbolizujący kraj, znalazł się w jego herbie. Walka o niepodległość Islandii rozpoczęła się w XIX wieku, a w 1918 roku Duńczycy uznali Islandię za suwerenne państwo w unii personalnej z duńskim królem na mocy Aktu Unii.

W dużej mierze rola ceremonialna

Prawdopodobnie Islandia mogłaby pozostać w unii personalnej z duńskim królem, tak jak Nowa Zelandia nadal pozostaje z królem brytyjskim, gdyby II wojna światowa nie zmusiła Danii i Islandii do pójścia własną drogą. Dania została zajęta przez Niemców w kwietniu 1940 roku, a Islandia przez Brytyjczyków miesiąc później. Islandzcy przywódcy polityczni stanęli na stanowisku, że Islandia musi pozostać niezaangażowana pod koniec wojny i dlatego zdecydowali się ustanowić republikę w 1944 r., kiedy wygasł duńsko-islandzki akt unii. Naród w przeważającej większości potwierdził tę decyzję. Do islandzkiej konstytucji wprowadzono jedynie minimalne zmiany. Duński król został zastąpiony przez wybieranego prezydenta, z jeszcze mniejszą władzą niż król: król mógł wetować ustawy uchwalone przez parlament, ale prezydent mógł jedynie odmówić podpisania takich ustaw, po czym były one nadal ważne, ale musiały zostać poddane plebiscytowi. Pierwszymi czterema prezydentami były znane i szanowane osobistości: Sveinn Bjornsson (1944-1952) – były dyplomata, Asgeir Asgeirsson (1952-1968) – były premier, Kristjan Eldjarn (1968-1980) – dyrektor Muzeum Narodowego oraz Vigdis Finnbogadottir (1980-1996) – dyrektor Teatru Miejskiego w Reykjaviku. Trzymali się z dala od kontrowersji i odgrywali głównie rolę ceremonialną, reprezentując naród w kraju i za granicą.

Piąty prezydent, Olafur R. Grimsson (1996-2016), były lider lewicowego Sojuszu Ludowego, był znacznie bardziej asertywny i szorstki. Nie było tajemnicą, że nie zgadzał się z wieloletnim premierem Davidem Oddssonem, liderem centroprawicowej Partii Niepodległości, w kwestii islandzkich oligarchów, którzy wzbogacili się dzięki szeroko zakrojonej liberalizacji islandzkiej gospodarki w latach 90. i 2000. David chciał ograniczyć władzę i wpływy oligarchów, podczas gdy Olafur stał się ich przyjacielem i sojusznikiem, regularnie goszczącym ich w swojej rezydencji i cenionym gościem w ich prywatnych odrzutowcach. W 2004 r. wykorzystał swoje prezydenckie uprawnienia i odmówił podpisania ustawy, która miała utrudnić oligarchom całkowitą kontrolę nad islandzkimi mediami. Zamiast przeprowadzić plebiscyt, rząd wycofał ustawę. Upadek islandzkiego banku w 2008 r. był powszechnie obwiniany przez oligarchów, być może nieco niesprawiedliwie (jak argumentowałem w innym miejscu). W rezultacie Olafur, ich przyjaciel i sojusznik, został zdyskredytowany. Tradycyjnie dominująca Partia Niepodległości również poniosła wielką porażkę i powstał lewicowy rząd. Ale Olafur odzyskał popularność, wykorzystując swoją prezydencką władzę, aby dwukrotnie, w 2010 i 2011 roku, odmówić podpisania ustaw, które lewicowy rząd uchwalił, a które, co niewiarygodne, brały odpowiedzialność za zagraniczne zobowiązania finansowe (prywatnych) islandzkich banków. (Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem tych przepisów, jakie widzę, jest to, że islandzka lewica chciała zrzucić winę za upadek banku na Partię Niepodległości i w związku z tym nie była zainteresowana obniżeniem kosztów upadku dla narodu). Nic dziwnego, że ustawy te zostały odrzucone w kolejnych plebiscytach. Olafur triumfował. Zapomniano o jego dawnej przyjaźni z oligarchami.

Wejdź do Village Idiots

W 2016 roku Gudni Johannesson, płodny historyk i komentator o dobrych intencjach, którego nikt nie lubił, został wybrany na prezydenta i powrócił do dawnej tradycji, zgodnie z którą głowa państwa trzymała się z dala od kontrowersji i pełniła w dużej mierze ceremonialną rolę. Jednak szacunek, a nawet respekt, jakim początkowo darzono ten urząd, powoli zanikał. Przed wyborami prezydenckimi w 1956 r. niektórym żartownisiom prawie udało się zebrać wystarczającą liczbę podpisów poparcia dla jednego z wiejskich idiotów Reykjaviku, Petura Hoffmanna, który zbierał i sprzedawał kosztowności z wysypisk śmieci w mieście. Zbiórka została po cichu wstrzymana. Po pierwszym wyborze prezydenci nie mieli sobie równych, aż do 1988 r., kiedy to nieznana kobieta z wioski rybackiej w południowej Islandii, Sigrun Thorsteinsdottir, stanęła przeciwko Vigdis Finnbogadottir i otrzymała 5,3% głosów. Jej motywacja była tajemnicą, z wyjątkiem tego, że powiedziała, że chce pokoju na świecie. Inny poszukiwacz uwagi i niedoszły rozjemca, Asthor Magnusson, emerytowany biznesmen, startował w czterech wyborach, w 1996, 2004, 2016 i 2024 roku, ale został dwukrotnie zdyskwalifikowany, w 2000 i 2012 roku, ponieważ nie mógł zebrać wymaganej liczby podpisów. Otrzymał 2,7% w 1996 roku, 1,5% w 2004 roku, 0,3% w 2016 roku i teraz, w 2024 roku, 0,2%. Jego głównym celem wydaje się być zdobycie czasu telewizyjnego i wykorzystanie go do wygłaszania tyrad przeciwko polityce zagranicznej Islandii.

Upadek banku w 2008 r. znacznie podważył zaufanie do tradycyjnych elit i instytucji islandzkiego społeczeństwa i oznaczał, że nie tylko certyfikowani wioskowi idioci, ale także kompletne nieistoty myślały, że mogą zostać prezydentami. Na przykład w wyborach w 2012 r. przeciwko Olafurowi R. Grimssonowi stanęło pięciu kandydatów, z których żaden nie był osobą wybitną lub wyróżniającą się. W wyborach w 2016 r. dziewięciu kandydatów ubiegało się o fotel prezydenta, w tym pięć osób, które wydawały się ewidentnie niewykwalifikowane, a prawdopodobnie nawet nie wszyscy o zdrowych zmysłach, nieunikniony Asthor Magnusson i czterech innych. Otrzymały one odpowiednio 0,3, 0,7, 0,3, 0,2 i 3,5 procent głosów. Teraz, w 2024 roku, w wyborach wystartowało nie mniej niż dwunastu kandydatów. Wkrótce okazało się, że tylko pięć z nich miało jakiekolwiek wsparcie. Pozostali byli zwykłymi podejrzanymi, poszukiwaczami uwagi, fanatykami, żartownisiami i wioskowymi idiotami. Pięcioma poważnymi kandydatami byli Katrin Jakobsdottir, była liderka lewicowych Zielonych i premier, Baldur Thorhallsson, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Islandzkim, Halla Hrund Logadottir, dyrektor Instytutu Energii, Jon Gnarr, komik, który przez pewien czas był burmistrzem Reykjaviku, oraz Halla Tomasdottir, bizneswoman mieszkająca głównie w Stanach Zjednoczonych (która również startowała w wyborach w 2016 r.).

Katrin Jakobsdottir

Głosowałem teraz na Katrin Jakobsdottir (ur. 1976), chociaż była ona liderką najbardziej lewicowej partii na Islandii, Lewicowych Zielonych. Powód był prosty. Moim zdaniem była najlepiej wykwalifikowaną i najlepiej prezentującą się kandydatką i chociaż nie znam jej osobiście, ufałem, że porzuci swoje poglądy polityczne i stanie się godną głową państwa, zdolną do utrzymania się na spotkaniach z zagranicznymi dygnitarzami. Pomyślałem, że będzie kompetentnym przedstawicielem islandzkiej historii, języka i literatury (genialna studentka, ukończyła literaturę islandzką na Uniwersytecie Islandzkim). Jej styl polityczny nigdy nie był agresywny, a ona sama jawi się jako osoba, która dąży do wzajemnego dostosowania pomysłów i interesów, a nie do gorzkiej konfrontacji. Nic, co zrobiła w kampanii wyborczej, nie zmieniło mojej opinii na ten temat.

Jednak w kampanii Katrin była zaciekle atakowana zarówno z lewej, jak i z prawej strony. Zatwardziali lewicowcy nie mogli jej wybaczyć, że była premierem przez siedem lat (1917-2024) w rządzie koalicyjnym z Partią Niepodległości i centrową Partią Postępu. Rząd ten utrzymywał ostrożny kurs między lewicą a prawicą, co nie było zbyt trudne w Islandii, kraju prawie bez poważnych problemów. Standardy życia są tam najwyższe na świecie, ubóstwo jest znikome, a dystrybucja dochodów jest bardziej równa niż gdziekolwiek indziej. Z drugiej strony, zatwardziali prawicowcy nie mogli zaakceptować jej lewicowych poglądów, zwłaszcza w kwestii aborcji. Nie trzeba dodawać, że wściekle zaatakowali mnie publicznie za „zdradę sprawy”. Kiedy Katrin udzielała wywiadu w rządowej telewizji, byłem jedynym z jej zwolenników, który został wymieniony z nazwiska: zapytano ją, co o tym sądzi. Odpowiedziała, że cieszy się z poparcia całego spektrum politycznego. Otrzymała 25,2% głosów i zajęła drugie miejsce. Jestem pewien, że otrzymałaby znacznie mniej głosów, gdybym ja i kilku innych znanych członków Partii Niepodległości nie poparło jej publicznie. Duża część islandzkiej lewicy zdecydowała się zdecydowanie ją odrzucić.

Baldur Thorhallsson

Kandydatem, którego najlepiej znałem osobiście, był Baldur Thorhallsson (urodzony w 1968 r.), mój kolega z Wydziału Politologii na Uniwersytecie Islandzkim i były poseł do parlamentu z ramienia socjaldemokratów. To przyjazny człowiek, ale nie poparłem go, ponieważ moim zdaniem nie miał tego, czego potrzeba, aby zostać prezydentem Islandii. Ma niewielką zdolność do dobrego wyrażania się w języku islandzkim i niewielką wiedzę na temat islandzkiej historii i literatury. Jest również dość naiwny w dziedzinie, której naucza, stosunków międzynarodowych. Wydaje się szczerze wierzyć, że małe narody są traktowane poważnie w sprawach światowych, jeśli tylko wygłaszają długie przemówienia na konferencjach. Uważa również, że Islandia potrzebuje „schronienia” i że tym schronieniem powinna być Unia Europejska. Przez długi czas był zagorzałym zwolennikiem członkostwa Islandii w UE, bagatelizując dwa główne argumenty przeciwko niemu: że Islandia musiałaby przekazać Brukseli kontrolę nad islandzkimi łowiskami, które są dobrze zarządzane, oraz że Islandia jako bogaty naród musiałaby wnieść do UE znacznie więcej, niż by otrzymała (nie jest przypadkiem, że trzy najbogatsze kraje w Europie, Norwegia, Szwajcaria i Islandia, nie są członkami UE). Kiedy Baldur został mianowany przez jednostkę stowarzyszoną z UE na stanowisko „profesora Jeana Monneta” na Uniwersytecie Islandzkim, skomentowałem na spotkaniu wydziału, że to dobra wiadomość: możemy być pewni, że będzie ciężko pracował na każde euro, które otrzyma od UE.

Wyjątkiem było również to, że Baldur startował jako specjalnie homoseksualny kandydat, podkreślając rolę, jaką jego mąż, bardzo lewicowy islandzki aktor, odegrałby u jego boku, gdyby został wybrany na prezydenta. W Islandii panuje zgoda co do tego, że preferencje seksualne nie powinny mieć wpływu na sposób traktowania, nie tylko pod względem prawnym, ale także społecznym. To nie jest kwestia, którą Baldur próbował odtworzyć i wykorzystać w celu zdobycia głosów. Prezydent Łotwy i premier Francji są gejami i nikogo to nie obchodzi. Baldur popełnił również kilka błędów w kampanii, na przykład udając, że nie pamięta, jak głosował w dwóch plebiscytach dotyczących zobowiązań finansowych Islandii za granicą po upadku banku. Otrzymał 8,4 procent głosów, prawdopodobnie głównie od swoich kolegów socjaldemokratów.

Halla Hrund Logadottir i Jon Gnarr

Nigdy nie słyszałem o Halli Hrund Logadottir (urodzonej w 1981 r.), zanim wystartowała w wyborach prezydenckich, ale jej ambicje z pewnością wydają się przekraczać jej możliwości. Po ukończeniu pracy magisterskiej na Harvardzie (nawet nie doktoratu), podobno zasugerowała islandzkiemu ministrowi spraw zagranicznych, że teraz powinna zostać mianowana ambasadorem Islandii w Stanach Zjednoczonych! W kampanii mówiła komunałami, a kiedy zadawano jej prawdziwe pytania, ujawniała całkowitą nieznajomość islandzkiej konstytucji, historii i literatury. W trakcie kampanii wyszło również na jaw, że jako dyrektor Instytutu Energii zapłaciła ogromne sumy pieniędzy za doradztwo w zakresie public relations firmie należącej do kobiety, Karen Kjartansdottir, która następnie została menedżerem jej kampanii. To dość dziwne, że Instytut Energii potrzebowałby porady w zakresie public relations. Nie sprzedaje niczego publicznie. Zaskakujące jest jednak to, że przed wyborami nie poruszono innego faktu dotyczącego jej kierownika kampanii. Chodzi o to, że Karen jest zagorzałą działaczką na rzecz sprawy palestyńsko-arabskiej. Wraz z synem organizowała protesty, które czasami przybierały gwałtowny charakter. Gdyby Halla Hrund wygrała wybory, a Karen zostałaby zatrudniona w biurze prezydenta, stanowiłaby zagrożenie dla bezpieczeństwa. Podczas kampanii wyborczej, według badań opinii publicznej, Halla Hrund cieszyła się przez pewien czas znacznym poparciem, ponieważ wydawała się świeżą, nową twarzą, ale jej poparcie stopniowo malało, między innymi w wyniku jej słabego występu w debatach telewizyjnych, i ostatecznie uzyskała 15,7% głosów, prawdopodobnie głównie od socjaldemokratów.

Jon Gnarr (urodzony w 1967 roku) był z kolei dobrze znany w Islandii jako komik. W 2007 roku zagrał główną rolę w popularnym islandzkim serialu telewizyjnym
Nocna zmiana
w którym miałem przyjemność zagrać samego siebie w jednym z odcinków. Jak wspomniano wcześniej, upadek banku w 2008 r. znacznie zmniejszył zaufanie do tradycyjnych elit i instytucji islandzkiego społeczeństwa. Jon Gnarr wykorzystał to i założył partię protestu „The Best Party”, która dobrze wypadła w wyborach samorządowych w Reykjaviku w 2010 r., po których został burmistrzem Reykjaviku we współpracy z socjaldemokratami, do których partii ostatecznie dołączył. Był burmistrzem przez cztery lata i chwalił się, że nic nie zrobił, poza oczywiście pobieraniem sowitej pensji. Jego partia ostatecznie zniknęła. Nie było dla mnie jasne, jaka była jego misja w wyborach prezydenckich, ponieważ nigdy nie było szans na jego wybór. Być może była to po prostu autopromocja. Ale w kampanii radził sobie całkiem nieźle, od czasu do czasu rzucając nietypowe, ale dowcipne spostrzeżenia, tak jak robili to nadworni błaźni w średniowieczu. Podczas kampanii ani nie stracił, ani nie zyskał poparcia i ostatecznie uzyskał 10,1% głosów, prawdopodobnie pochodzących głównie od młodych ludzi, którzy nie traktowali prezydentury zbyt poważnie.

Zwycięzca: Halla Tomasdottir

Hallę Tomasdottir (urodzoną w 1968 r.) znałem tylko przelotnie, od czasu, gdy zasiadałem w zarządzie Banku Centralnego Islandii z ramienia Partii Niepodległości, podczas gdy ona była zastępcą członka tej samej partii, okazjonalnie uczestnicząc w spotkaniach. Była miła i wesoła, ale nie asertywna. Było to przed upadkiem banku w 2008 r., a ona była wtedy blisko oligarchów, jako dyrektor Islandzkiej Izby Handlowej. Później została prywatnym inwestorem. Nagranie wideo, na którym świętuje z oligarchami w Monako w 2007 r., zostało usunięte z Internetu i ku mojemu zaskoczeniu nikt nie poruszył tego tematu podczas kampanii, być może dlatego, że tylko nieliczni sądzili, że wygra: według sondaży miała niewielkie poparcie na początku. Większość islandzkich komentatorów uważa, że wygrała tylko dlatego, że ludzie, zarówno z lewicy, jak i prawicy, chcieli, aby prezydentem został ktokolwiek inny niż Katrin Jakobsdottir. Nikt nie traktował Jona Gnarra poważnie, a kiedy kampanie Baldura Thorhallssona i Halli Hrund Logadottir załamały się, zaciekli przeciwnicy Katrin zdecydowali się zagłosować strategicznie na Hallę Tomasdottir, która ostatecznie otrzymała 34,1% głosów.

Analiza ta jest niewątpliwie częściowo prawdziwa, ale tylko częściowo. Należy przypomnieć, że Halla otrzymał już 27,9 procent głosów w wyborach prezydenckich w 2016 roku. W wyborach w 2024 r. otrzymała tylko 6,2% więcej. Istnieją trzy grupy, które prawdopodobnie faworyzowały Hallę Tomasdottir w porównaniu z innymi kandydatkami. Po pierwsze, wiele kobiet patrzyło na nią, odnoszącą sukcesy bizneswoman w kraju i za granicą, jako na wzór. Po drugie, chociaż bardzo starała się zdystansować od jakiejkolwiek partii politycznej, spośród pięciu poważnych kandydatów była jedyną, którą można było uznać za choćby zdalnie prawicową. W końcu około połowa islandzkich wyborców uważa się za prawicowych. Po trzecie, młodzi, dobrze opłacani, ale apolityczni profesjonaliści prawdopodobnie identyfikowali się z nią bardziej niż z jej rywalami. Była dla nich ucieleśnieniem mobilności ekonomicznej. Przypuszczam, że mniej niż 5 procent głosów oddanych na Hallę było tak naprawdę głosami przeciwko Katrin Jakobsdottir (choć to ironia losu, jeśli lewicowcy głosowali na odnoszącą sukcesy bizneswoman mieszkającą w Stanach Zjednoczonych ze złości na kolegę lewicowca). Większość głosów Halla pochodziła, jak sądzę, od zwolenników Partii Niepodległości lub partii w centrum. Ci ludzie głosowali na nią, a niekoniecznie przeciwko Katrin.

Halla Tomasdottir przeprowadziła rozsądną kampanię. Promowała się niestrudzenie, ale nigdy nie krytykowała innych kandydatów. Podczas kampanii ujawniła niewielką wiedzę na temat islandzkiej konstytucji, dziedzictwa kulturowego i polityki zagranicznej Islandii, ale jednocześnie wykazała chęć słuchania i uczenia się. Mówiła głównie banałami, ale pomogło jej to, że jest pewna siebie i doświadczona jako mówca publiczny. Być może najbardziej niezwykłe w jej wyborze jest to, że jest pierwszym prezydentem wywodzącym się ze społeczności biznesowej, a nie ze środowiska akademickiego, polityki czy sektora kultury. Jako przewodnicząca będzie prawdopodobnie podążać za tradycją Vigdis Finnbogadottir i Gudni Th. Johannesson i starają się unikać kontrowersji.