fbpx

Jak Europa powinna radzić sobie z Trumpem

Kultura - 2 lipca, 2024

Dziennik Europejski: Kluż, czerwiec 2024 r.

Kluż to przyjemne małe miasto w centrum Rumunii, w Transylwanii. W starożytności znajdowało się tam rzymskie miasto Napoca, a obecnie miasto jest często nazywane Cluj-Napoca. (Jego stara niemiecka nazwa to Klausenburg). Odległość z Klużu do Bukaresztu, Budapesztu i Belgradu jest mniej więcej taka sama. Kluż przez długi czas był zarówno oficjalną, jak i nieoficjalną stolicą Transylwanii, która jednak rzadko była niezależnym lub autonomicznym regionem, rządzonym kolejno przez Węgrów, Turków, Austriaków, ponownie Węgrów i Rumunów. Dziś Kluż zamieszkują głównie Rumuni i Węgrzy. Ma wiele malowniczych budynków z długiej epoki Habsburgów (1699-1918) i jest nieskazitelnie czyste, z pięknymi kawiarniami na świeżym powietrzu w centrum, gdzie serwowane są doskonałe rumuńskie wina. Populacja jest stosunkowo młoda, ponieważ jest to miasto uniwersyteckie. 30 czerwca 2024 r. znalazłem się na konferencji w Klużu na największym uniwersytecie w Rumunii, Babes-Bolyai, zorganizowanej przez dwie wybitne naukowczynie, Mihaelę Rovinaru z Wydziału Ekonomii i Administracji Biznesowej Uniwersytetu oraz Barbarę Kolm z Austriackiego Centrum Ekonomii w Wiedniu. Był to Europejski Bank Zasobów, coroczne spotkanie think tanków poświęcone badaniu możliwości spontanicznej współpracy na wolnym rynku zamiast odgórnych nakazów.

Co dalej z UE?

Zostałem poproszony o wygłoszenie wykładu na temat UE po ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wskazałem, że europejscy wyborcy demonstrowali w kolejnych wyborach, że nie zamierzają tolerować dwóch konsekwencji polityki UE, niekontrolowanej masowej imigracji i zniszczenia państwa narodowego jako wstępu do budowy europejskiego państwa federalnego. Przez pierwsze trzydzieści pięć lat, od 1957 do 1992 roku, UE była siłą napędową, której celem było zwiększenie konkurencji (tanie towary i usługi dla konsumentów) poprzez ustanowienie rynku wewnętrznego. Ale na początku lat 90. nastąpiła milcząca zmiana projektu europejskiego, przynajmniej w kształcie realizowanym przez brukselską elitę. Zamiast kontynuować pierwotną ideę Europy państw narodowych zajmujących rozległą strefę wolnego handlu i w sojuszu obronnym ze Stanami Zjednoczonymi – najpotężniejszą potęgą militarną, jaką widział świat – brukselska elita chciała narzucić Europejczykom Stany Zjednoczone Europy, rywala, a nie sojusznika Stanów Zjednoczonych Ameryki. Integracja gospodarcza w okresie 1957-1992 była pożądana i udana, ale integracja polityczna od tego czasu nie była popierana przez większość europejskich wyborców. „Integracja polityczna” była tak naprawdę eufemizmem dla „centralizacji”.

W swoim wystąpieniu powiedziałem, że UE pozostanie tutaj. Zadanie polegało na jego zreformowaniu. Zaproponowałem kilka reform, głównie w celu wzmocnienia zasady pomocniczości, na której zbudowano pierwotną ideę pokojowej i dostatniej Europy (że decyzje polityczne powinny być podejmowane jak najbliżej tych, których one dotyczą): 1) Trybunał Unii Europejskiej, który działał jako nieodpowiedzialna siła centralizująca, powinien zostać podzielony na dwa sądy. Jeden zajmowałby się zwykłymi kwestiami prawnymi. Drugi sąd, Trybunał Pomocniczości, powinien zajmować się wyłącznie kwestiami kompetencji między UE a jej państwami członkowskimi. Powinien stosować jeden test do wszystkich spornych ustaw i środków UE: Czy jest to zgodne z zasadą pomocniczości? Sędziowie powinni być wybierani z puli doświadczonych sędziów, a nie tylko z euromantyków, jak teraz. 2) Komisja Europejska powinna stać się zwykłą służbą cywilną, bez uprawnień legislacyjnych. 3) Parlament Europejski powinien stać się izbą niższą nowego parlamentu, w którym izbą wyższą byłaby Rada Europejska. Te dwa organy dzieliłyby się uprawnieniami legislacyjnymi przekazanymi im przez Komisję Europejską. Ta niższa izba, w przeciwieństwie do dzisiejszej Komisji Europejskiej, byłaby odpowiedzialna przed opinią publiczną. 4) Europejski Bank Centralny powinien powrócić do ścisłego przestrzegania swojego pierwotnego statutu. Powinien skupić się na produkcji zdrowego pieniądza, zamiast próbować rozwiązywać problemy nieodpowiedzialnych fiskalnie rządów europejskich.

Radzenie sobie z Bidenem

Jednym z tematów szeroko omawianych podczas konferencji była obecna nadzwyczajna sytuacja polityczna w Stanach Zjednoczonych. Najpotężniejsza potęga militarna w historii, która dwukrotnie uratowała Europę przed totalitaryzmem (podczas II wojny światowej i zimnej wojny), jest dowodzona przez ewidentnie zniedołężniałą osobę otoczoną przez klikę radykałów. Wyraziłem opinię, opartą na moim doświadczeniu w polityce w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, że Joe Biden, choć nie nadaje się na prezydenta, zarówno teraz, jak i w przyszłości, nie zrezygnuje, chyba że zostanie do tego zmuszony. Musiałby zostać wyciągnięty, choć prawdopodobnie nie kopiąc i krzycząc. Nie przekonałaby go żadna słodka gadka demokratycznych grandees. Miał już mnóstwo pieniędzy w banku i zobowiązanie delegatów na Konwencję Demokratów w sierpniu do głosowania na niego. Jego rodzina i personel, starając się chronić swoje pozycje, zachęcali go do tego. Było jednak bardziej niż prawdopodobne, że gdyby kandydował, przegrałby w wyborach z Donaldem Trumpem. Jego stan fizyczny i psychiczny mógł się tylko pogorszyć.

Co może zrobić demokratyczny establishment, aby zmusić go do odejścia i uniknąć wyborczej katastrofy? Podczas nieformalnych dyskusji na konferencji wspomniano o dwóch możliwościach. Jednym z nich było przekonanie, że jeśli nie zrezygnuje, zostanie przywołana 25. poprawka, zgodnie z którą wiceprezydent i większość gabinetu zdecydują, że jest niezdolny do sprawowania urzędu. Gdyby groźba była realna, mógłby odejść dobrowolnie. Inną możliwością była groźba, że Departament Sprawiedliwości zacznie naprawdę badać wszystkie transakcje biznesowe i zagraniczne konta bankowe rodziny Bidenów (nie jego osobiście, co należy podkreślić) oraz jego własne możliwe współdziałanie z nimi. Gdyby Biden zdał sobie sprawę, że to zagrożenie jest realne (i pochodziłoby od jego bliskich przyjaciół i sojuszników w Partii Demokratycznej), mógłby dobrowolnie zrezygnować.

Radzenie sobie z Trumpem

Jeśli Trump zostanie prezydentem, jak Europa powinna sobie z nim poradzić? Niestety, Trump wysłał mylące sygnały do czterech wilków, które czekają w swoich ciemnych zaułkach na wszelkie oznaki amerykańskiej słabości: Putina w Rosji, Xi w Chinach, Chaminiego w Iranie i młodego Kima w Korei Północnej. Ale jego nieprzewidywalność może ich powstrzymać. Co więcej, Trump miał rację, że kraje europejskie powinny same płacić za swoją obronę, a nie polegać wyłącznie na Stanach Zjednoczonych. Ameryka Północna i Europa powinny być w sojuszu, a nie w relacji zależności. Powinny się one wzajemnie wzmacniać. Należy mieć nadzieję, że taki sojusz zostanie utrzymany i wzmocniony. Jednak to, w czym zdecydowanie nie zgadzam się z Trumpem (a przynajmniej z niektórymi jego wypowiedziami, ponieważ ciągle zmienia swoje poglądy), dotyczy wolnego handlu. Argumenty za wolnym handlem są niepodważalne, co może potwierdzić każdy, kto czytał Adama Smitha i Frédérica Bastiata. Ale znowu Trump ma częściowo rację co do Chin. Faktem jest, jak przekonująco argumentował historyk Niall Ferguson, że Xi, najwyraźniej przy wsparciu Komunistycznej Partii Chin, jakiś czas temu rozpoczął zimną wojnę przeciwko Wolnemu Światu. Zadaniem jest zatem stworzenie rozległej i dobrze bronionej strefy wolnego handlu bez czterech krajów, które stanowią realne zagrożenie dla Wolnego Świata: Rosji, Chin, Iranu i Korei Północnej. Ta strefa wolnego handlu mogłaby objąć Europę, obie Ameryki, Oceanię, Indie, Japonię, Koreę Południową, Tajwan i inne kraje azjatyckie, a także, miejmy nadzieję, Afrykę. Dlaczego UE miałaby ograniczać wolny handel tylko do własnych państw członkowskich, stając się „Twierdzą Europa” otoczoną murami taryfowymi? Dlaczego Afryka Północna, Indie i Brazylia nie mogłyby przejąć roli Chin jako dostawców usług pracy tańszych niż te dostępne w Europie i Ameryce Północnej?

Są to oczywiście jedynie spekulacje. Być może Biden zrezygnuje, być może Trump nie wygra, a być może wydarzy się coś zupełnie nieoczekiwanego. Lub, jak powiedział kiedyś duński dowcip, trudno jest przewidzieć, zwłaszcza przyszłość.