Ostatnie wybory we Francji i Wielkiej Brytanii potwierdzają przesłanie, które europejscy wyborcy starali się wysłać brukselskim biurokratom i ludziom z Davos w ciągu ostatnich kilku lat: Nie mogą oni zaakceptować niekontrolowanej masowej imigracji, zwłaszcza ludzi wrogich europejskim wartościom, i są przeciwni zastąpieniu ich państw narodowych Stanami Zjednoczonymi Europy. Wyniki tych dwóch wyborów (a także wcześniejszych wyborów w Holandii i we Włoszech, by podać dwa przykłady) wskazują na zdecydowane „nie” wielu lub nawet większości wyborców dla masowej imigracji i centralizacji.
Bezproblemowe przekraczanie granic
Klasyczny liberalizm, pierwotnie wyartykułowany przez Johna Locke’a, Davida Hume’a i Adama Smitha, a w czasach współczesnych ożywiony i wzmocniony przez Friedricha A. von Hayeka i Miltona Friedmana, dostarcza intelektualnie najbardziej satysfakcjonującego opisu człowieka w społeczeństwie, a także najskuteczniejszej polityki promowania wolności i dobrobytu: Rząd musi być ograniczony, ponieważ niektórzy z naszych władców mogą okazać się źli lub niekompetentni; własność musi być prywatna, ponieważ ludzie bardziej dbają o to, co sami posiadają, niż o to, co posiadają inni; a handel musi być wolny, aby ludzie mogli czerpać korzyści z podziału pracy. Trzy zasady ograniczonego rządu, własności prywatnej i wolnego handlu przetrwały próbę czasu, podczas gdy socjalizm powoduje jedynie ucisk i nędzę.
Konsekwentny klasyczny liberał popiera swobodny przepływ idei, towarów i ludzi przez granice. Imigranci chętni do pracy w celu poprawy warunków życia swoich i swoich rodzin są błogosławieństwem, a nie ciężarem. Rzeczywiście, ludzie cały czas przemieszczają się przez europejskie granice, Norwegowie wyjeżdżają do Szwecji w poszukiwaniu pracy, Islandczycy do Danii, Polacy do Niemiec, Rumuni do Francji itd. W rezultacie wszyscy stają się lepsi. Nie ma znaczących problemów związanych z tego rodzaju imigrantami. Niestety, w ostatnim czasie do Europy przybyły inne rodzaje imigrantów. Indywidualnie prawdopodobnie nie są lepsi ani gorsi od innych, ale wywodzą się z kultury przemocy, indolencji, mizoginii i wrogości wobec alternatywnych sposobów wyrażania tożsamości seksualnej. Krótko mówiąc, są to wściekli i hałaśliwi muzułmańscy ekstremiści, którzy niedawno wypełnili ulice i place Londynu, Berlina i innych europejskich stolic, wspierając terrorystów z Hamasu.
Tylko jedna grupa stwarza problemy
Są to imigranci, którzy kilkakrotnie próbowali wykonać wyrok śmierci wydany przez irańskich imamów na Salmana Rushdiego. To ludzie, którzy zastrzelili pracowników satyrycznego magazynu Charlie Hebdo. To ludzie, którzy próbowali zamordować duńskich dziennikarzy i rysowników. Są to ludzie, którzy kontrolują całe dzielnice w skandynawskich i brytyjskich miastach, zamieszkałe głównie przez arabskich imigrantów i w większości unikane przez policję. Są to ludzie, którzy wykrzykują wulgaryzmy pod adresem Żydów w miejscach publicznych, a czasami próbują podpalić ich synagogi. Chociaż zabójca polityka z Duth, Pima Fonteyna, nie był Arabem, jako powód podał, że Fonteyn przedstawiał muzułmanów jako kozły ofiarne.
Porównaj to z innymi rodzajami imigrantów. Którzy Norwegowie w Szwecji próbują wydawać i wykonywać wyroki śmierci na szwedzkich autorach wrogich chrześcijaństwu? Którzy Islandczycy w Danii fizycznie grożą duńskim dziennikarzom, którzy kpią z ich maleńkiego narodu (jak na przykład wielokrotnie robi to Ekstrabladet )? Którzy polscy imigranci w Niemczech próbują zabić polityków krytycznych wobec Kościoła katolickiego? Wszystkie te przykłady wydają się absurdalne i rzeczywiście takie są. Dzieje się tak dlatego, że większość imigrantów w Europie podziela pewne wartości i przestrzega pewnych granic, podczas gdy muzułmańscy ekstremiści tego nie robią. Ekstremiści odmawiają dostosowania się do europejskich praw, zwyczajów, konwencji, manier i tradycji, krótko mówiąc do europejskiej kultury, choć z pewnością chcą mieć udział w jej materialnych owocach.
Francuskie wybory nie są zwycięstwem lewicy
Europejscy wyborcy nie chcą, by ich kraje zostały przejęte przez muzułmańskich ekstremistów, choć oczywiście muzułmańscy imigranci do Europy powinni cieszyć się wolnością wyznania, której odmawia się chrześcijanom w wielu krajach muzułmańskich. Rozważmy francuskie wybory parlamentarne w dwóch turach, 30 czerwca i 7 lipca 2024 roku. W drugiej turze rywalizowały cztery główne ugrupowania: Wiec Narodowy Le Pen, Ensemble Macrona, dawni gaulliści oraz koalicja partii lewicowych utworzona naprędce w celu zdobycia jak największej liczby mandatów poprzez niewystępowanie osobno. National Rally wypadł dobrze w obu rundach, zyskując 15-20 procent w porównaniu z ostatnimi wyborami. Uzyskał odpowiednio 33,2 i 37,1 procent głosów, czyli ponad dziesięć milionów głosów. Ensemble Macrona straciło od 4 do 14 procent, otrzymując odpowiednio 21,3 i 24,5 procent głosów, czyli nieco mniej niż siedem milionów głosów. Lewicowy sojusz zyskał 3 procent w pierwszej turze i stracił 6 procent w drugiej. Otrzymał on odpowiednio 28,2 i 25,8 procent głosów. Starzy gaulliści (republikanie) stracili 2-4 procent, otrzymując odpowiednio 6,6 i 5,4 procent głosów. W ten sposób Wiec Narodowy wygrał wybory, choć nie uzyskał większości w legislaturze, na co nierealistycznie liczył.
Brytyjskie wybory bez zwycięstwa lewicy
W żadnym wypadku nie było to zwycięstwo lewicy. To samo można powiedzieć o brytyjskich wyborach powszechnych 4 lipca. Partia Pracy uzyskała 33,7 procent głosów. Zyskała zaledwie 1,7% w porównaniu z ostatnimi wyborami, choć uzyskała znaczną większość w Izbie Gmin. Otrzymała mniej głosów pod rządami Sir Keira Starmera niż pod rządami niewypowiedzianego Jeremy’ego Corbyna w ostatnich dwóch wyborach. Liberalni Demokraci otrzymali 12,2 procent głosów, zyskując jedynie 0,6 procent w porównaniu z ostatnimi wyborami. Konserwatyści ponieśli ciężką porażkę. Uzyskali oni 23,7 procent głosów, tracąc 19,9 procent w porównaniu z poprzednimi wyborami. Ze względu na system wyborczy, ich utrata miejsc była znacznie bardziej dramatyczna niż sugeruje ta liczba. Partia Reform pod przywództwem Nigela Farage’a uzyskała 14,3 procent głosów, zdobywając 12,3 procent. Pod względem liczby głosów stała się trzecią co do wielkości partią, większą niż Liberalni Demokraci, choć z mniejszą liczbą mandatów. Tak więc prawdziwym zwycięzcą brytyjskich wyborów była Partia Reform UK. Przedstawia to samo przesłanie, co francuski Front Narodowy: Żadnej masowej imigracji i odwrócenie centralizacji UE.
Opinia bazy wyborczej
W żadnym wypadku nie jestem zwolennikiem National Rally Le Pen ani Reform UK Farage’a. Na przykład, niektóre z polityk gospodarczych Narodowego Rajdu są głęboko błędne. Wydają się oni być dirigistes zainspirowanymi przez Jeana-Baptiste’a Colberta, a nie konserwatywnymi liberałami w tradycji Benjamina Constanta, Frédérica Bastiata, Alexisa de Tocqueville’a i Bertranda de Jouvenela. National Rally mogą wierzyć we własność prywatną, ale nie wydają się entuzjastycznie nastawieni do ograniczonego rządu i wolnego handlu. Są również ambiwalentni wobec oczywistego rosyjskiego zagrożenia dla zachodniej cywilizacji. Nie zmienia to jednak faktu, że w wyborach w Wielkiej Brytanii i Francji wielu wyborców odwróciło się od tradycyjnych partii konserwatywno-liberalnych, ponieważ odrzucili masową imigrację, zwłaszcza z krajów muzułmańskich, oraz zastąpienie europejskich państw narodowych Stanami Zjednoczonymi Europy, zarządzanymi przez nieodpowiedzialną, arogancką i niejasną biurokrację w Brukseli. Żadna prawicowa lub konserwatywno-liberalna partia masowa w Europie nie odniesie sukcesu, jeśli zignoruje wyraźną opinię swojej bazy wyborczej.
Tożsamość europejska i tożsamość narodowa
Nie wątpię, że istnieje europejska tożsamość, ukształtowana głównie, jak sugeruję, w bitwie pod Tours w 732 r. i podczas oblężenia Wiednia w 1683 r., kiedy Europejczycy zjednoczyli się przeciwko obcemu zagrożeniu. Ale identyfikacja z Europą wśród wyborców nie jest tak silna jak identyfikacja z narodem. Szwedzi myślą przede wszystkim o sobie jako o Szwedach, a nie Europejczykach. Podobnie jest w prawie wszystkich innych krajach europejskich, z wyjątkiem Luksemburga. Z pewnością Europejczycy mają ze sobą wiele wspólnego, jak wymownie stwierdził Edward Gibbon dwieście pięćdziesiąt lat temu:
Obowiązkiem patrioty jest preferowanie i promowanie wyłącznego interesu i chwały swojego ojczystego kraju; ale filozofowi wolno rozszerzyć swoje poglądy i uznać Europę za jedną wielką republikę, której różni mieszkańcy osiągnęli prawie ten sam poziom uprzejmości i kultury. Równowaga sił będzie się nadal wahać, a dobrobyt naszego własnego lub sąsiednich królestw może być na przemian wywyższany lub obniżany; ale te częściowe wydarzenia nie mogą zasadniczo zaszkodzić naszemu ogólnemu stanowi szczęścia, systemowi sztuk, praw i obyczajów, które tak korzystnie wyróżniają Europejczyków i ich kolonie ponad resztę ludzkości. Dzikie narody na całym świecie są wspólnymi wrogami cywilizowanego społeczeństwa i możemy z niepokojem zapytać, czy Europie nadal grozi powtórzenie tych nieszczęść, które niegdyś gnębiły broń i instytucje Rzymu.
Projekt europejski jest szlachetny. Odnosiła sukcesy, dopóki chodziło o integrację gospodarczą, zamianę mieczy w pługi, handel zamiast walki, dobrowolną wymianę dla obopólnych korzyści. Ale integracja gospodarcza zakłada jedynie pewne ramy prawne, ograniczone do minimum, a nie szeroką integrację polityczną, która jest zwykle eufemizmem dla centralizacji. Jeśli Unia Europejska ma być stabilna i silna, musi powrócić do swoich korzeni jako stosunkowo luźna federacja państw narodowych, ze wspólnym rynkiem i w sojuszu wojskowym ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Musi porzucić projekt Stanów Zjednoczonych Europy, który nie byłby w stanie oprzeć się „dzikim narodom globu” Gibbona, ponieważ nie byłby oparty na wystarczająco silnej wspólnej tożsamości.