
Dwie dzisiejsze wiadomości zmuszają nas do refleksji nad konkurencyjnością europejskiej gospodarki i europejskich przedsiębiorstw. Z jednej strony, Euroactiv donosi, że konserwatywny premier Czech, Fiala, i inni politycy w kraju ostrzegają, że jeśli Bruksela nie ustąpi i nie utrzyma – a nawet nie rozszerzy – swoich „ambicji klimatycznych” i celów całkowitej dekarbonizacji europejskiej gospodarki, opublikowane wczoraj dokumenty dotyczące paktu na rzecz czystego przemysłu będą bezwartościowe.
Innymi słowy, europejski przemysł nie musi być „czysty”, ale rentowny i produktywny. Ponieważ, jak wskazał Fiala, realizacja agendy 2030 i Zielonego Ładu nie jest zgodna ze zwiększonym finansowaniem i inwestycjami w obronność.
To, co wiemy, ponieważ dowodzi tego historia, to fakt, że innowacje i inwestycje w przemyśle wojskowym mają bardzo korzystny wpływ na przemysł cywilny; czy to w dziedzinie transportu morskiego, lotnictwa, badań medycznych czy energii jądrowej.
Z drugiej strony BBC opublikowało kilka artykułów informujących, że główni akcjonariusze British Petroleum proszą zarząd spółki o zmianę polityki inwestycyjnej. Akcjonariusze, w ogniu zdroworozsądkowej rewolucji zalecanej przez nową administrację Trumpa (odchodząc od programów porozumienia paryskiego lub Światowej Organizacji Zdrowia), zwracają uwagę, że celem każdej firmy lub organizacji komercyjnej jest zarabianie pieniędzy, generowanie rentowności, wzrostu i zatrudnienia; a nie stanie się instrumentem realizacji polityki klimatycznej rządów i organizacji międzynarodowych. To czysty zdrowy rozsądek.
W innym artykule BBC donosi, że nie tylko BP, ale także inny gigant energetyczny, Shell, zdecydował się zwiększyć inwestycje w paliwa kopalne, ropę i gaz, przywracając równowagę między tymi źródłami energii a ogromnymi inwestycjami w nowe, droższe i mniej dochodowe źródła energii.
Na tym polega zdrowy rozsądek: nie szkodzić akcjonariuszom, generować bogactwo i rentowność oraz przechodzić na nowe źródła energii w tempie badań i innowacji – tak jak zawsze robiła to Europa – a nie w tempie wyznaczanym przez biurokratów w Brukseli lub tak zwanych interesariuszy, organizacje pozarządowe, grupy nacisku i agencje międzynarodowe.
Firmy muszą mieć swój własny program, który nie może oznaczać zubożenia, degrowth i ruiny. Dobry przykład. Dobra wiadomość. Miejmy nadzieję, że się utrzyma.
Od 2005 r. duże firmy północnoamerykańskie i europejskie uważały, że ich programy zarządzania, wydatków i inwestycji lub ich polityka rekrutacyjna i kadrowa mogą lub powinny być realizowane przy akceptacji wytycznych, zasad i instrukcji rządów, organizacji międzynarodowych lub grup nacisku.
Na przykład szalona polityka zatrudnienia, która nakładała obowiązkowe kwoty na zarządy, rady dyrektorów, zespoły techniczne lub ogólnie na siłę roboczą. Najpierw dla kobiet. Następnie dla mniejszości rasowych; wreszcie dla tak zwanego kolektywu LGBTIQ+ (ad infinitum).
Spowodowało to wzrost kosztów i regulacji, ponieważ wszystkie regulacje są same w sobie kosztem dla firmy; w utracie talentów, zwiększonej absencji i utracie motywacji. Spadek rentowności.
To samo stało się z regulacjami klimatycznymi, które zakazały stosowania określonych paliw lub narzuciły rygorystyczne modyfikacje procesów produkcyjnych, które wymagały dużych inwestycji. I nie ma znaczenia, czy były to subsydia czy dotacje. Po drodze wiele firm zniknęło. Ponadto polityka subsydiów wymusza wzrost podatków lub długu publicznego, przez co firmy odczuwają rosnącą presję fiskalną, która spowodowała również utratę realnych wyników dla kapitalistycznych przedsiębiorców i wynagrodzeń dla pracowników.
Wadliwy model keynesowski, który doprowadził nas do załamania gospodarczego i który musi zostać odwrócony. Nowi politycy z nowymi pomysłami i firmy robiące to, czego nigdy nie powinny przestać robić. To jedyna możliwa droga naprzód.