Tragiczna historia z Polski
Markowa 24 marca 1944 r.
Krótko po północy 24 marca 1944 r. dziewięciu niemieckich i polskich policjantów wraz z kilkoma polskimi pomocnikami opuściło Łańcut, miasto na Podkarpaciu, które przed I wojną światową należało do Imperium Habsburgów, a następnie było częścią Polski, ale we wrześniu 1939 r. zostało zajęte przez nazistowskie Niemcy. Przed wschodem słońca ich wozy konne dotarły do małej wioski Markowa. Naziści otrzymali informację, że Józef Ulma, chłop mieszkający z żoną i sześciorgiem dzieci w chałupie pod Markową, ukrywa ośmioro Żydów. Od 1941 r. naziści starali się eksterminować wszystkich Żydów w Polsce (i nie tylko), a część z nich zabili już w pierwszych dwóch latach okupacji. Schwytanych rozstrzeliwano na miejscu lub wysyłano do obozów zagłady, ale niektórym Żydom udało się z polską pomocą ukryć, w tym tym, których obecnie chroni rodzina Ulmów. Naziści ogłosili jednak, że każdy Polak ukrywający Żyda zostanie rozstrzelany. Żydami ukrywającymi się w chacie Ulmy byli Saul Goldman i jego czterej synowie: Baruch, Mechel, Joachim i Mojzesz, a także troje krewnych Goldmanów: Golda Grünfeld, Lea Didner i jej córeczka Reszla.
Pięciu niemieckich i czterech polskich policjantów zostawiło wozy i ich kierowców w pewnej odległości od chaty Ulmy i spokojnie podeszło do domu. Najpierw zabili trzech Żydów we śnie, dwóch braci Goldmanów i Goldę Grünfeld. Następnie wezwali na miejsce polskich woźniców, mówiąc im, że muszą być świadkami kary wymierzonej każdemu Polakowi pomagającemu Żydom. Pozostałych pięciu Żydów zostało zastrzelonych jeden po drugim, najpierw jeden z braci Goldmanów, potem Lea Didner i jej mała córeczka, następnie czwarty brat Goldman, a na końcu stary ojciec, Saul. Chwilę później Józef i jego żona Wiktoria zostali zastrzeleni przed chałupą. „Podczas egzekucji słychać było straszne krzyki, płacz i wołanie dzieci za rodzicami, którzy już zostali zabici” – powiedział później jeden z polskich woźniców.
Nienarodzone dziecko walczy na próżno
Niemieccy policjanci zastanawiali się, co zrobić z szóstką płaczących dzieci Ulmy: ośmioletnią Stanisławą, siedmioletnią Barbarą, sześcioletnim Władysławem, czteroletnim Franciszkiem, trzyletnim Antonim i dwuletnią Marią. Po naradzie ze swoimi ludźmi, porucznik Eilert Dieken zdecydował, że wszyscy powinni zostać rozstrzelani. Jeden z jego ludzi, Josef Kokott, zastrzelił kilku z nich, po czym krzyknął do polskich woźniców: „Zobaczcie, jak giną polskie świnie za ukrywanie Żydów!”. Teraz wójt Markowej, Teofil Kielar, wykonując rozkaz Niemców, przybył z kilkoma ludźmi, którzy mieli pochować rozstrzelanych. Kiedy zapytał, dlaczego konieczne było zabicie dzieci Ulmy, odpowiedź brzmiała: „Aby nie mieli dalszych problemów”. Wciąż było ciemno. Ludzie Kielara otrzymali rozkaz przeszukania ciał w poszukiwaniu kosztowności, a Niemcy pilnowali ich, machając latarką. Na piersi Goldy Grünberg znaleźli pudełko ze złotymi klejnotami. Następnie zaczęli plądrować dom i gospodarstwo oraz zdobyli dwa dodatkowe wozy z Markowej, na których umieścili łupy. Ludzie Kielara otrzymali rozkaz wykopania wielkiej dziury w ziemi na ciała. Jeden z nich zwrócił się do niemieckiego policjanta z prośbą o pozwolenie na oddzielne pochowanie Polaków-katolików i Żydów. Rozwścieczony Niemiec strzelił do niego, przebijając trzymane przez niego wiadro. Ostatecznie jednak Niemcy zgodzili się na wykopanie dwóch grobów, jednego dla rodziny Ulmów, drugiego dla rodziny Goldmanów. Następnie Niemcy kazali Polakom z Markowej przynieść na miejsce wódkę, po czym zaczęli pić.
Niemieccy i polscy policjanci opuścili Markową na wozach wypełnionych łupami. Tydzień później niektórzy przyjaciele i krewni rodziny Ulma potajemnie otworzyli ich grób w nocy, włożyli ciała do trumien i ponownie je pochowali. Okazało się, że jest o jednego członka rodziny więcej, niż się spodziewali, jak wspomina jeden z nich. Widział główkę i klatkę piersiową niemowlęcia między nogami Wictorii Ulmy. Była w ósmym miesiącu ciąży i urodziła przed egzekucją. Najmłodszy Ulma, uwięziony w łonie martwej matki, na próżno walczył o przetrwanie. W styczniu 1945 r., zaledwie dziesięć miesięcy po mordach, Niemcy zostali wyparci z Markowej przez sowiecką Armię Czerwoną. Ciała rodziny Ulmów zostały przeniesione na miejscowy cmentarz. Później ciała rodziny Goldmanów zostały ekshumowane i ponownie pochowane na cmentarzu ofiar nazizmu.
Najgorsze i najlepsze
Natknąłem się na tę tragiczną historię w książce wydanej niedawno przez Instytut Pamięci Narodowej w Warszawie, Sprawiedliwi i miłosierni. Ratowanie Żydów przez Polaków i tragiczna historia Konsekwencje dla rodziny Ulmów z Markowej, autorstwa Mateusza Szpytmy. Pokazała, jak wojna totalna może wydobyć z ludzi zarówno to, co najgorsze, jak i to, co najlepsze. Podobno to polski policjant, Włodzimierz Leś, zadenuncjował Żydów. Przed wojną pozostawał w dobrych stosunkach z zamożną rodziną Goldmanów z Łańcuta i początkowo udzielał schronienia niektórym z nich, strzegąc także części ich majątku. Ale kiedy naziści uznali ukrywanie Żydów za przestępstwo, powiedział im, że będą musieli wyjechać, ale odmówił im zwrotu ich własności. Być może to ich daremna próba odzyskania tej własności skłoniła go do zdrady. Wiedział z wizyty w chacie Ulmów, że ukrywają się tam Goldmanowie i był jednym z polskich policjantów towarzyszących Niemcom tej fatalnej nocy 24 marca 1944 roku. Za swój udział w tym niecnym czynie został stracony we wrześniu 1944 r. przez polski ruch oporu. Spośród pięciu niemieckich policjantów tylko jeden został ukarany – Josef Kokott. Przypadkowo został rozpoznany w Czechosłowacji w 1957 roku przez gości z Podkarpacia. Następnie został poddany ekstradycji do Polski i skazany na dwadzieścia pięć lat więzienia, gdzie zmarł w 1980 roku. Erich Wilde zginął na froncie w sierpniu 1944 roku. Porucznik Eilert Dieken został po wojnie funkcjonariuszem policji w Niemczech Zachodnich i zmarł w 1960 roku, na krótko przed tym, jak prokuratorzy zamierzali wszcząć przeciwko niemu postępowanie. Podobnie jak Dieken, Michael Dziewulski i Gustav Unbehend nigdy nie zostali postawieni przed sądem, choć ich miejsce pobytu było znane.
Józef Ulma, urodzony w 1900 roku, uczęszczał do szkoły rolniczej i był pionierem w uprawie warzyw i owoców, a także w pszczelarstwie i hodowli jedwabników. Zbudował również mały wiatrak elektryczny, pierwszy tego typu w Warkowie. Był zapalonym fotografem, który uwiecznił życie w swojej okolicy na tysiącach zdjęć. W wieku trzydziestu pięciu lat ożenił się z młodszą o dwanaście lat Wiktorią Niemczak. Na powyższym zdjęciu widzimy ją z szóstką dzieci. Dopiero niedawno niezwykła uczciwość, odwaga i dobroczynność rodziny Ulma zostały odpowiednio docenione. W 1995 r. Józef i Wiktoria Ulmowie otrzymali pośmiertnie honorowy tytuł „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata” od izraelskiego oficjalnego memoriału Yad Vashem. W 2017 roku polski rząd ustanowił 24 marca dniem upamiętniającym Polaków ratujących Żydów podczas okupacji hitlerowskiej. Muzeum w Markowej poświęcone pamięci Polaków ratujących Żydów nosi imię rodziny Ulmów. 10 września 2023 r. cała rodzina Ulmów została upiększona przez Kościół katolicki, w tym nienarodzone dziecko.
Antysemityzm na fali wznoszącej
Ta historia jest szczególnie przejmująca teraz, gdy antysemityzm wydaje się rosnąć w Europie. Dwudziesty wiek był czasem niezrównanego postępu materialnego i postępu technologicznego, wyeliminowania wielu śmiertelnych chorób, a pod koniec stulecia praktycznie zniknięcia prawdziwego ubóstwa w większości części świata. Ale był to również czas totalitaryzmu, próby zniszczenia sprawdzonych tradycji i indywidualnych cnót, takich jak uczciwość, odwaga i miłość.