W minionej kadencji parlamentarnej Unia Europejska rozpoczęła trend zobowiązujący firmy do poddawania się szeroko zakrojonym procesom należytej staranności, aby upewnić się, że ich produkty i usługi są zgodne ze standardami środowiskowymi i społecznymi.
Przez wielu było to postrzegane jako niekonkurencyjna biurokracja i szczególne obciążenie dla małych i średnich przedsiębiorstw, a także w niezgodzie z zasadą proporcjonalności. Ponadto przedsiębiorstwa z państw trzecich korzystają z takich ograniczeń nałożonych na rynku UE i rozwijają swój wzrost na innych terytoriach.
Niedawne badanie przeprowadzone na wniosek Komisji Kontroli Budżetowej Parlamentu Europejskiego (CONT) wykazało, że instytucje UE nie przestrzegają nawet własnych zasad i praktyk w zakresie zamówień publicznych.
Powinny one przynajmniej dawać przykład i promować spójność polityki w zakresie pożądanych Celów Zrównoważonego Rozwoju określonych w Agendzie ONZ 2030. Badanie sugeruje jednak, że ramy UE nie zostały jeszcze „w pełni dostosowane” do celów i zobowiązań UE w zakresie zrównoważonego rozwoju, ani do wymogów dotyczących należytej staranności nałożonych na przedsiębiorstwa.
Ten brak pełnego wyrównania brzmi raczej jak eufemistyczne określenie. Brakuje jasnych oczekiwań wobec władz publicznych w zakresie należytej staranności w łańcuchu dostaw. W końcu zamówienia publiczne stanowią średnio 15% PKB w krajach OECD. Zamówienia publiczne w UE nie są jednak ekologiczne, a przynajmniej nie są wystarczająco ekologiczne, ponieważ prawo europejskie na obecnym etapie nie zezwala na odwoływanie się w przetargach publicznych do standardów należytej staranności w zakresie zrównoważonego rozwoju przedsiębiorstw.
Z drugiej strony, zawsze istnieje możliwość korzystania z etykiet środowiskowych lub społecznych, takich jak europejskie oznakowanie ekologiczne, a także metod certyfikacji standardów.
Dlaczego jednak instytucje i agencje UE nie stosują standardów środowiskowych i społecznych w swoich zamówieniach publicznych, skoro takie standardy mają zastosowanie do podmiotów na arenie unijnej zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym? Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że państwa członkowskie są rzeczywiście zobowiązane, na przykład w niedawnej i bardzo polemicznej dyrektywie w sprawie efektywności energetycznej, do zobligowania krajowych operatorów do zakupu wyłącznie produktów, budynków usługowych i robót o wysokiej wydajności energetycznej.
Nowe standardy należytej staranności muszą również obejmować „prawa człowieka”. Taka klauzula może być równie niejednoznaczna jak klauzula „społeczna”, ponieważ zarówno prawa człowieka, jak i elementy społeczne są za każdym razem interpretowane jako coraz bardziej obejmujące.
Ktokolwiek nie przeprowadza badań dotyczących praw człowieka, jest oskarżany o nieodpowiedzialność. Niemniej jednak nie ma wiążącego instrumentu, który narzucałby instytucjom UE taki sam stopień kontroli wspomnianych pseudo-moralnych zobowiązań.
Parlament Europejski stosuje politykę zielonych zamówień publicznych w przypadku zamówień powyżej 15 000 EUR i w niektórych kategoriach. Co ciekawe, zielone produkty i usługi nie mogą zostać przyznane, jeśli mają „negatywny wpływ na jakość lub wydajność przedmiotu zamówienia”. To tyle, jeśli chodzi o zrównoważony rozwój środowiska.
Jeśli chodzi o Komisję Europejską, jej rola wydaje się jeszcze bardziej istotna, ponieważ jest to instytucja o największym budżecie. Zamówienia publiczne są tam w znacznym stopniu zdecentralizowane, a ogólne podejście Komisji polega na poleganiu na oświadczeniach własnych dostawców, co w oczywisty sposób nie jest zgodne z obowiązkami nałożonymi na przedsiębiorstwa w zakresie postępowań dotyczących należytej staranności.
Wreszcie, agencje same nie przeprowadzają analizy due diligence łańcucha dostaw, ani nie wymagają tego od dostawców. Innymi słowy, podczas gdy organy UE ograniczają konkurencję, narzucając kryteria udzielania zamówień, nie stosują nawet tych samych standardów do własnej działalności.
Zielony Ład wydaje się mieć ukryte odstępstwo: od tych samych osób, które go wprowadziły. Być może dlatego, że tak naprawdę w to nie wierzą. Niestety, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej potwierdził, że konkurencja nie ma pierwszeństwa przed zrównoważonym rozwojem. Jednak zgodność Trybunału z głównym nurtem polityki Komisji również nie jest zaskoczeniem.
Źródło zdjęcia: Focus online