W 2024 roku Unia Europejska była głęboko podzielona w związku z wojną w Strefie Gazy i konfliktem pobocznym na Morzu Czerwonym, niezdolna do wywiązania się z obietnic wsparcia wojskowego dla Ukrainy, zmagająca się z kryzysem energetycznym, który nie został jeszcze rozwiązany, oraz presją na osiągnięcie własnych celów klimatycznych. Do tego wszystkiego dochodzi wzrost skrajnej prawicy, która wykorzystuje napięcia społeczne na całym kontynencie, a także zbliżające się niebezpieczeństwo zza oceanu związane z powrotem Donalda Trumpa do władzy, który może zrealizować swoje groźby wycofania się z NATO.
Do pozornie wyboistej jazdy przyczyniają się różnice zdań między przywódcami UE w kwestiach, które wymagają zdecydowanych decyzji i natychmiastowych, szybkich działań. Niektóre głosy kwestionują, czy UE naprawdę ma długoterminową wizję. Odpowiedź wydaje się brzmieć „nie”. Obawiając się, że Donald Trump może ponownie zainstalować się w Białym Domu, a Europa, która w przeszłości sprzeciwiała się koncepcji europejskiej autonomii strategicznej, którą próbował narzucić przywódca Pałacu Elizejskiego Emmanuel Macron, zirytowana tym, że Francja chce przyjąć większą rolę w koordynowaniu bezpieczeństwa europejskiego, proponuje teraz utworzenie tarczy nuklearnej w celu ochrony kontynentu w przypadku awarii amerykańskich głowic nuklearnych. W całym tym kontekście ponownie pojawia się kwestia, pomijana w ostatnich latach, czy jedno z głównych mocarstw zachodnich powinno objąć przywództwo, a najbardziej naturalną opcją byłyby Niemcy, największa gospodarka Europy. Ale nawet bardziej niż była kanclerz Angela Merkel, która byłaby widziana na tym stanowisku kilka lat temu, jej następca, Olaf Scholz, jest jeszcze bardziej niechętny do przyjęcia takiej roli.
Konflikt w Strefie Gazy wyraźnie podzielił UE i jak Macron odszedł od wspólnego stanowiska
Nigdy w swojej historii UE nie była tak podzielona, jak w kwestii Bliskiego Wschodu. Podczas gdy jedna strona chciała nalegać na prawo Izraela do obrony, druga chciała podkreślić znaczenie kryzysu humanitarnego w Strefie Gazy. Natychmiast po atakach Hamasu 7 października, komisarz ds. sąsiedztwa i rozszerzenia, Oliver Varhelyi, ogłosił, że wsparcie finansowe dla agencji ONZ ds. uchodźców palestyńskich (UNRWA) zostanie zawieszone. Ale oświadczenie zostało odrzucone następnego dnia, ponieważ Varhelyi nie skonsultował się z nikim, nawet ze swoimi kolegami z Komisji, nie mówiąc już o państwach członkowskich, które mają ostateczny głos w polityce zagranicznej. Taka decyzja, w kontekście, w którym UE jest głównym darczyńcą budżetu UNRWA, miałaby ogromne, katastrofalne konsekwencje dla sytuacji palestyńskich uchodźców, którzy bez wsparcia tej agencji nie mieliby innego wyjścia, jak tylko migrować. Ostatecznie szefowie państw podjęli decyzję – ku zadowoleniu wszystkich – uznali prawo Izraela do obrony, ale nie zawiesili finansowania, a jedynie ogłosili ponowną ocenę mechanizmu wsparcia. I to po tym, jak Komisja potroiła już tę kwotę.
A Babilon wokół tego tematu jeszcze się nie skończył. Po tym, jak UE uchyliła się od wezwania do rozejmu między Izraelem a Hamasem, prezydent Macron zapędził się w kozi róg i wezwał właśnie do tego, do krótkich przerw, po których nastąpiłby trwały rozejm. Powód: nie jest możliwe zniszczenie organizacji terrorystycznej Hamas raz na zawsze, jak proponował Izrael, a nawet gdyby tak było, wojna trwałaby dziesięć lat. Choć oświadczenie było szokujące – nikt oficjalnie nie zakwestionował tego celu – propozycje Macrona nie odbiły się szerokim echem. Należy jednak zauważyć, że niektóre kraje, takie jak Belgia i Hiszpania, wykazały więcej sympatii dla sprawy palestyńskiej niż na przykład Niemcy.
O kryzysie na Morzu Czerwonym i aspiracjach Europy jako głównego niezaangażowanego globalnego gracza
Morze Czerwone stało się, zaraz po wybuchu konfliktu w Strefie Gazy, teatrem walk między bojownikami innej organizacji terrorystycznej, Houthis, a wszystkim, co porusza się po tych wodach. Stany Zjednoczone powołały się na zagrożenia dla światowego handlu i swobodnej żeglugi i podjęły działania odwetowe w ramach operacji o nazwie Prosperity Guardian. Dołączyła do nich Wielka Brytania. UE nie podjęła jeszcze decyzji, ale planuje własną operację. Również w tym przypadku reakcje państw członkowskich były mieszane. Holandia zaoferowała praktyczną pomoc, Niemcy – wsparcie w pisemnym oświadczeniu, Belgia zaoferowała wysłanie fregaty. Francja, Hiszpania i Włochy wycofały się. Opóźnienie w podjęciu decyzji przez Brukselę jest tym trudniejsze do zrozumienia, że UE ma bardzo ważny interes na Morzu Czerwonym: około 40% handlu z Bliskim Wschodem i Azją odbywa się przez Cieśninę Sueską.
Europejscy przywódcy obawiają się, że Rosja nie zatrzyma się na Ukrainie, ale nie udzielają jej wystarczającego wsparcia
Wydaje się, że Rosja powoli zdobywa teren na Ukrainie, a rząd w Kijowie jest zdesperowany, ponieważ kończy mu się amunicja, a skarb państwa jest pusty. Prezydent Volodimir Zelenski liczy teraz bardziej niż kiedykolwiek na zwiększone wsparcie z Europy, ponieważ wsparcie zza Atlantyku znacznie się ostatnio zmniejszyło. Ale kraje europejskie – zwłaszcza Niemcy, które zapewniły Ukrainie największą pomoc po USA – stały się zmęczone. Kanclerz Scholz podkreślił, że pomoc dla Ukrainy nie może zależeć wyłącznie od Niemiec i wezwał więcej krajów do odegrania aktywnej roli w jej udzielaniu. Dzieje się to w czasie, gdy UE zdołała dostarczyć tylko nieco ponad 50% amunicji, którą obiecała Ukrainie w zeszłym roku, „brakuje” jej około 500 000 pocisków. Przemysł zbrojeniowy ciężko pracuje, aby zwiększyć swoje moce produkcyjne, ale znaczna część amunicji, która ma zostać wyprodukowana w 2024 roku, zostanie wyeksportowana do krajów trzecich i nie dotrze na Ukrainę, cytuje AFP wysokiego rangą urzędnika w Brukseli. Jeśli chodzi o pieniądze obiecane Ukrainie, kwestia ta została ostatecznie rozwiązana po miesiącach oczekiwania przez szefów państw bloku UE, aż przywódca Budapesztu Viktor Orban, nazywany „koniem trojańskim Moskwy w UE”, opamięta się i zagłosuje za obiecanym wsparciem w wysokości 50 miliardów euro. Nowo mianowany premier Słowacji, Robert Fico, na krótko dołączył do Orbana, kwestionując zgodę kraju na dalsze wspieranie Ukrainy, ale ostatecznie porzucił swój sprzeciw. Zezwolił też słowackiemu przemysłowi zbrojeniowemu na eksport na Ukrainę. W jaki sposób europejskim przywódcom udało się ostatecznie nakłonić Viktora Orbana do głosowania, wiedzą tylko oni sami, ale ważne jest to, że ostatecznie w Radzie UE sprawa została rozwiązana. Nie tylko Ukraina potrzebuje pokoju. Analitycy wojskowi twierdzą, że w scenariuszu, w którym wojna się przeciąga lub Rosja wygrywa, nie zatrzyma się ona na Ukrainie.
Europejska tarcza nuklearna bez głowic i jak Niemcy akceptują plany Macrona ze strachu przed Trumpem
Bez NATO, bez wspólnej obrony (a nawet własnych armii – większość krajów zrezygnowała z nich w ostatnich dziesięcioleciach) – obrona granic przed rosyjską inwazją nie wchodzi w tym momencie w rachubę. Temat utworzenia „armii UE”, który był dyskutowany przez ostatnie 10-15 lat, został pominięty pod pretekstem, że kraje mają wyłączne uprawnienia obronne, których nie chcą scedować na Brukselę. Nawet gdyby rozpoczęto poważną dyskusję, debaty i procedury zajęłyby ponad półtorej dekady. Daleki od zdobycia poparcia, Macron został zignorowany, a nawet skrytykowany za to, że jego plan „strategicznej autonomii” i suwerenności wojskowej UE został zinterpretowany jako zamiar zakończenia obecności i dominacji wojskowej USA w Europie. Obawiając się powrotu Trumpa do władzy, Niemcy – które stanowczo sprzeciwiały się takim planom – przedstawiły propozycję stworzenia parasola nuklearnego w celu ochrony Europy. Tylko dwa kraje w Europie posiadają broń jądrową i tylko jeden z nich należy do UE: Wielka Brytania i Francja. Przyznając, że nie ma czasu na długoterminowe plany, niemiecki polityk Manfred Weber przyznał, że plany Macrona powinny zostać zrewidowane. Powiedział, że nadszedł czas, aby umiędzynarodowić „force frappe”, nazwę, pod którą znana jest triada francuskich powietrznych, lądowych i morskich sił nuklearnych, i że dialog powinien zostać wznowiony „z przyjaciółmi” w Wielkiej Brytanii.
Jak UE może przezwyciężyć te wszystkie problemy? Potrzebuje wizji, ale tylko silne przywództwo może ją zapewnić.