„Pełnienie funkcji prezydenta było dla mnie największym zaszczytem w życiu. I chociaż moim zamiarem było ubieganie się o reelekcję, uważam, że w najlepszym interesie mojej partii i kraju jest, abym ustąpił i skupił się wyłącznie na wypełnianiu obowiązków prezydenta do końca mojej kadencji”.
Tymi słowami wiceprezydent USA Joe Biden ogłosił w niedzielę po południu wycofanie się z wyścigu o Biały Dom.
W swoim liście 46. prezydent Stanów Zjednoczonych nie wspomniał o swoim stanie zdrowia, ale było jasne, że musiał poddać się nadmiernej presji w tej kwestii, która nasiliła się w ostatnich tygodniach.
Jeśli Republikanie już jakiś czas temu zaczęli wskazywać na niepewny stan psychiczny Bidena, to Demokraci, jak głosiły plotki, również obawiali się o jego zdrowie i zdolność do pełnienia najważniejszego i najpotężniejszego fotela na świecie.
Trzeba przyznać, że jego kapitulacja wisiała w powietrzu.
Biden był opisywany jako dumny i raczej uparty człowiek, który ciężko walczył przez całe życie, aby osiągnąć najwyższe szczeble amerykańskiej polityki i który nie zrezygnowałby łatwo z roli prezydenta USA, ślepy na tych, którzy oskarżali go o przybycie do Waszyngtonu tylko dlatego, że nie było innych nazwisk do wyboru wśród Demokratów.
Teraz jednak, być może pod naciskiem własnej partii, oficjalnie ogłosił, że nie będzie ubiegał się o Biały Dom, łamiąc nawet niepisany zwyczaj reelekcji ustępującego prezydenta na drugą kadencję.
W swoim liście Biden zapowiedział również, że wkrótce zwróci się do narodu, aby dokładniej wyjaśnić swoją decyzję.
Trudno przewidzieć, co Biden powie, jak uzasadni swoją decyzję.
Rezygnacja Joe Bidena: Cios dla jego prezydentury i reputacji Partii Demokratycznej
Jego rezygnacja rodzi jednak kwestię o niemałym znaczeniu politycznym.
Rezygnując z możliwości ponownego wyboru na przywódcę Stanów Zjednoczonych na kolejne cztery lata, Joe Biden skutecznie przyznaje, że nie nadaje się do tej roli.
Jest to jednak rola, którą pełnił od 2020 roku, którą pełni do dziś i którą będzie pełnił jeszcze przez kilka tygodni po listopadowych wyborach.
W praktyce Joe Biden przyznał, że przez cztery lata, a zwłaszcza w nadchodzących miesiącach, nie nadawał się do zasiadania w najpotężniejszym fotelu na świecie.
Sytuację pogarsza fakt, że jego stan psychiczny od dłuższego czasu jest przedmiotem debaty.
Sięga ona na przykład kampanii, która doprowadziła do jego wyboru w 2019 roku, przydomka Sleepy Joe, nadanego mu przez Donalda Trumpa z oczywistych powodów.
Wszystko to może mieć znaczący wpływ na wynik następnej tury wyborów: pośrednie przyznanie się do niekompetencji Joe Bidena mogłoby również zaszkodzić reputacji Partii Demokratycznej, która byłaby wówczas winna nominacji i wyboru osoby, która nie była w stanie sprawować najważniejszego urzędu na świecie.
Wizerunek wszystkich Demokratów, którzy przez lata wypowiadali słowa wsparcia i pochwały dla Bidena, zostałby nadszarpnięty.
J.D. Vance, republikański kandydat na wiceprezydenta, napisał zjadliwą krytykę Demokratów w X: „Każdy, kto wzywa Joe Bidena do wycofania swojej kandydatury, nie wzywając go jednocześnie do rezygnacji z prezydentury, wykazuje absurdalny poziom cynizmu.
Jeśli nie możesz kandydować, nie możesz służyć.
Powinien zrezygnować już teraz.
Przesłanie jest jasne: Joe Biden nie może nadal przewodzić Stanom Zjednoczonym.
Trzy i pół roku niepowodzeń
W liście jest niemal próba ukrycia tej kwestii, ukrycia faktu, że niekompetencja Bidena była widoczna od jakiegoś czasu.
Rzeczywiście, list zaczyna się od serii kamieni milowych, którymi chwali się amerykański prezydent: „W ciągu ostatnich trzech i pół roku”, napisał, „poczyniliśmy wielkie postępy jako naród. Dziś Ameryka ma najsilniejszą gospodarkę na świecie. Dokonaliśmy historycznych inwestycji w odbudowę naszego narodu, obniżenie kosztów leków na receptę dla seniorów i rozszerzenie przystępnej cenowo opieki zdrowotnej na rekordową liczbę Amerykanów. Zapewniliśmy krytyczną opiekę milionowi weteranów narażonych na działanie substancji toksycznych. Przyjęliśmy pierwszą od 30 lat ustawę o bezpieczeństwie broni. Nominował pierwszą Afroamerykankę do Sądu Najwyższego. I uchwalił najbardziej znaczące przepisy klimatyczne w historii świata. Ameryka nigdy nie była w lepszej pozycji do przewodzenia niż dziś. Słowa, które prawdopodobnie nadal podtrzymywałyby wielki zamek z piasku zbudowany przez Demokratów, aby przedstawić Bidena jako dobrego prezydenta, ignorując jednocześnie porażki, które pojawiły się w obszarach zarządzania imigracją, obudzonych dryfów w szkołach i na uniwersytetach zaatakowanych przez propalestyńskich protestujących i obrońców Lgbt oraz zielonych dryfów, które podniosły koszty życia bez kontroli. Nic dziwnego, że reakcja Donalda Trumpa była zdecydowana: „Krzywy Joe Biden nie nadawał się do kandydowania na prezydenta, a już na pewno nie nadawał się do pełnienia tej funkcji – i nigdy nie był!
Został prezydentem tylko dzięki kłamstwom, fałszywym wiadomościom i temu, że nigdy nie opuścił swojej piwnicy.
Teraz spójrz, co zrobił z naszym krajem, z milionami ludzi przekraczających nasze granice całkowicie bez kontroli i bez weryfikacji, wielu z więzień i szpitali psychiatrycznych oraz rekordową liczbą terrorystów.
Będziemy bardzo cierpieć z powodu jego prezydentury, ale szybko cofniemy wszystkie wyrządzone przez niego szkody.
Harris zawiódł
Rezygnacja Bidena rodzi kolejny problem: wybór jego następcy w wyścigu o Biały Dom.
Demokraci, o ile nie dojdzie do kolejnych niespodzianek, wydają się być zdeterminowani, by wybrać Kamalę Harris, obecną wiceprezydent USA, która zdobyła już pełne poparcie Bidena („Moją pierwszą decyzją jako nominata partii na rok 2020 było wybranie Kamali Harris na wiceprezydenta. I była to najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjąłem. Dziś chcę zaoferować moje pełne wsparcie i poparcie dla Kamali jako kandydatki naszej partii w tym roku”) i innych partyjnych tuzów, takich jak Hillary Clinton.
Wybór Harris może jednak okazać się równie bezowocny.
Po pierwsze dlatego, że Harris nigdy nie cieszyła się dużą rozpoznawalnością wśród wyborców i w samej Partii Demokratycznej, uzyskując marny 1% w prawyborach i została wybrana na wiceprezydenta tylko dlatego, że była bliska wyborom prezydenta Bidena (podobnie jak w przypadku Bidena i samego Obamy).
Po drugie dlatego, że Harris ma ciągłość z Bidenem: bez wahania popierała wszystkie jego najgorsze polityki, była jednym z jego największych zwolenników, odkąd prezydent zaczął dawać ważne, niepokojące sygnały o swoim stanie zdrowia.
Nadal chwaliła Bidena po tym, jak został nowym kandydatem na prezydenta: „Osiągnięcia Joe Bidena są bezprecedensowe we współczesnej historii” – powiedziała.
W tym kontekście, przy tak dużej niepewności w świecie Demokratów i przy jego wiarygodności, która jest teraz kwestionowana, jasne jest, że Trump, wzmocniony przez nową parę z Vance’em, jego następcą wielu, ma silną przewagę.
Republikanie mają przewagę w sondażach i, paradoksalnie, jego słowa o narodowym pojednaniu po zamachu, w którym ryzykował życiem, zdołały przywrócić instytucjonalną i międzynarodową pozycję, która przez lata dezinformacji uległa erozji.