fbpx

W pośpiechu, by ratować planetę, UE ryzykuje poświęcenie gospodarki

Energia - 17 lutego, 2024

Unia Europejska bardzo poważnie podchodzi do swoich zobowiązań w zakresie walki z zanieczyszczeniem środowiska, starając się nadać tempo w wyścigu walki z zanieczyszczeniem we wszystkich krajach członkowskich. W ciągu ostatniej dekady UE odegrała wiodącą rolę w walce ze zmianami klimatu, podczas gdy inne główne światowe potęgi słabły, a nawet cofały się, lub po prostu odmawiały i nadal odmawiają odgrywania swojej roli w powodowaniu globalnego zanieczyszczenia. Postawa władz wykonawczych UE w tym względzie jest co najmniej dziwna, biorąc pod uwagę, że UE wydaje się biec w tym maratonie w zrównoważony, niezachwiany sposób, wyprzedzając konkurencję, a najwięksi światowi truciciele celowo pozostają w tyle, jakby chcieli uniknąć wyczerpania swoich zasobów. Polityka środowiskowa UE, z jej Zielonym Ładem i Zielonym Ładem dla Przemysłu, jest tym bardziej godna uwagi, że pragnienie bloku UE, aby przyczynić się do ochrony powietrza, którym oddycha planeta, wydaje się nieproporcjonalne do szkód, jakie wyrządza w porównaniu z innymi krajami.

UE na 3. miejscu pod względem całkowitej emisji gazów cieplarnianych do atmosfery

Chociaż UE zajmuje trzecie miejsce pod względem całkowitej emisji gazów cieplarnianych, pięć krajów, z których żaden nie należy do bloku UE, jest odpowiedzialnych za ponad 60% globalnego zanieczyszczenia. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Global Carbon Project, największymi trucicielami na świecie, którzy w przeszłości „rywalizowali” o pierwsze miejsce, są Chiny i Stany Zjednoczone, a następnie Indie, Rosja i Japonia.

35% całkowitej globalnej emisji dwutlenku węgla i metanu przez zaledwie 20 firm

Z drugiej strony, według analizy przeprowadzonej przez Richarda Heede z amerykańskiego Climate Accountability Institute, największego na świecie organu monitorującego wpływ paliw kopalnych na środowisko, 20 firm na całym świecie przyczynia się do 35% wszystkich globalnych emisji dwutlenku węgla i metanu. Są to firmy z branży energetycznej, których działalność miała znaczący wpływ na środowisko w ciągu ostatnich sześciu dekad. Należą do nich Chevron, Exxon, BP, Shell, Saudi Aramco i Gazprom. PetroChina również znajduje się na liście, ale urzędnicy twierdzą, że jest to odrębna firma od swojej poprzedniczki, China National Petroleum, i nie miała wpływu ani odpowiedzialności za wpływ tej pierwszej na środowisko. Na tej liście nie ma również firm z UE.

Zobowiązanie UE do ograniczenia emisji CO2 o co najmniej 55% do 2030 r. i osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. oraz Europejski Zielony Pakt o wartości 1 800 mld euro są bardziej niż hojne. W ciągu ostatnich dwóch dekad UE nie tylko współpracowała, ale także konkurowała z USA w zakresie inicjatyw dotyczących zmian klimatu. Niestety, na pierwszy rzut oka, w pośpiechu ratowania planety, UE ryzykuje poświęcenie swojej gospodarki.

Stany Zjednoczone były jedynym krajem, który wycofał się z paryskiego porozumienia klimatycznego w pierwszych dniach urzędowania republikanina Donalda Trumpa, ponieważ dał jasno do zrozumienia, że „nie chce poświęcać amerykańskiej gospodarki”. Stany Zjednoczone również przystąpiły do porozumienia w pierwszym dniu kadencji nowego demokratycznego prezydenta Joe Bidena, dla którego kwestie środowiskowe były jednym z głównych punktów programu wyborczego. Ogłoszone przez Bidena cele – spadek emisji dwutlenku węgla o 50-52% w stosunku do poziomu z 2005 r. do 2030 r. – są prawie dwukrotnie wyższe niż zobowiązania jego demokratycznego poprzednika Baracka Obamy, który wyznaczył cel na poziomie 26-28% do 2025 r. W tym samym czasie administracja Bidena naciska na Chiny – i zachęca do tego innych – aby ograniczyły emisje i przejęły spłatę zadłużenia wobec krajów rozwijających się.

Według oświadczenia Jake’a Sullivana, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego USA, doradca Białego Domu ds. klimatu John Kerry miał naciskać na to podczas swojej lipcowej wizyty w Pekinie.

„Każdy kraj, w tym Chiny, ma obowiązek ograniczyć swoje emisje”, podkreślił Sullivan, a „świat musi dalej zachęcać, a nawet naciskać na Chiny, aby podjęły znacznie bardziej radykalne kroki w celu ograniczenia swoich emisji”.

Rywalizacja między dwiema największymi gospodarkami świata była również odczuwalna w ich stanowisku w sprawie brukselskiej inicjatywy Loss and Damage, mającej na celu utworzenie specjalnego funduszu, z którego kraje rozwijające się otrzymywałyby rekompensaty i do którego wpłacaliby się najwięksi truciciele.

Stany Zjednoczone ostatecznie zgodziły się na tę inicjatywę w zeszłym roku w Sharm-el-Sheik (Egipt) podczas COP27 (Konferencja ONZ w sprawie zmian klimatu) po odrzuceniu pomysłu na poprzednim spotkaniu z powodu warunków postawionych przez Chiny. Inicjatywa „Damage and Loss” odwołuje się do moralnej odpowiedzialności krajów uprzemysłowionych, które przez prawie dwa stulecia były głównymi źródłami zanieczyszczeń. Chiny twierdzą jednak, że są krajem rozwijającym się.

W przeciwieństwie do UE, Chiny zobowiązały się do osiągnięcia neutralności węglowej dopiero w 2060 roku. Do tego czasu prezydent Chin Xi Jinping zapewnił, że jego kraj ograniczy zużycie węgla od 2026 roku. Jednak do 2022 r. Chiny zatwierdziły najwięcej nowych elektrowni węglowych od 2015 r., zgodnie z raportem Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA) oraz Global Energy Monitor (GEM). Emisje dwutlenku węgla w Chinach są obecnie ponad dwukrotnie wyższe niż w USA, a tendencja jest wzrostowa. I to w czasie, gdy Europa i Stany Zjednoczone podejmują poważne kroki w celu ich obniżenia.

Unia Europejska konkuruje ze Stanami Zjednoczonymi nie tylko w zakresie celów, ale także w zakresie hojnych alokacji funduszy dla zielonego przemysłu. Kontrpropozycją UE dla IRA – ogromnego amerykańskiego planu dotacji – jest tak zwany Plan Przemysłowy Zielonego Ładu. Jednak według analizy Politico wchodzi ona w „wojnę licytacyjną”, której nie może wygrać.

Opiewająca na 369 miliardów dolarów amerykańskich ustawa o redukcji inflacji (IRA) jest inicjatywą, która może wzbudzić obawy wśród brukselskiej władzy wykonawczej, że może ona przyciągnąć europejski biznes za Atlantyk. Obawa ta została jasno wyrażona przez przewodniczącą Komisji Ursulę von der Leyen.

„Musimy mieć alternatywę dla zagranicznych ofert. Chcemy, aby przemysł pozostał tutaj, aby się tu rozwijał” – powiedziała podczas inauguracji planu Zielonego Ładu.

Plan przemysłowy Zielonego Ładu obejmuje obniżki podatków dla zrównoważonych firm, ma na celu przekierowanie środków pieniężnych do branż „czystych” technologii i złagodzenie zasad pomocy państwa. Jednak plan ten spotyka się z poważną krytyką z dwóch powodów, donosi Politico. Po pierwsze, w dużej mierze opiera się na istniejących liniach finansowania, a nie na nowych – Komisja wykorzystuje niewykorzystane środki z mechanizmu o wartości 800 miliardów euro, który finansuje krajowe sieci NREN, i chce ulg podatkowych dla zielonych firm w ramach swojego alternatywnego funduszu energetycznego REPowerEU, który „przepakował” 220 miliardów euro w niewykorzystanych pożyczkach, z dodatkowymi 20 miliardami euro w nowych połączonych pożyczkach. Po drugie, istnieje ryzyko zantagonizowania krajów UE z powodu obaw, że większość dotacji trafi do dużych krajów, zwłaszcza Niemiec i Francji. Dzieje się tak pomimo faktu, że te dwie firmy otrzymały 80% dotacji zatwierdzonych przez Komisję w 2022 roku.

„UE robi ważny krok w kierunku zielonej transformacji. Ale firmy same zdecydują, gdzie jest najbardziej atrakcyjne środowisko biznesowe” – powiedział amerykański urzędnik cytowany przez Politico.

Bez znacznych dotacji europejski przemysł samochodowy jest zagrożony

UE i USA również walczą o opodatkowanie samochodów elektrycznych, tylko metody są inne. Biden ogłosił ambitną propozycję polityczną na początku ubiegłego roku, która może wymagać, aby pojazdy elektryczne stanowiły dwie trzecie nowych samochodów sprzedawanych w USA do 2032 roku. W rezultacie Departament Energii USA ogłosił plany pomocy przemysłowi motoryzacyjnemu w przejściu na pojazdy elektryczne za pomocą pożyczek i dotacji w wysokości 12 miliardów dolarów. Program ma na celu budowę lub renowację fabryk w społecznościach z istniejącymi zakładami motoryzacyjnymi oraz wzmocnienie krajowego łańcucha dostaw pojazdów elektrycznych. Jednocześnie „producenci samochodów w Europie stoją przed asymetrycznym wyzwaniem”, powiedział Luca de Meo, prezes Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów.

„Nie jesteśmy już na czele wyścigu technologicznego (…) podczas gdy dotacje w UE na bezemisyjne pojazdy elektryczne maleją, widzimy ogromne wsparcie ze strony naszych konkurentów w Chinach i USA” – zauważył urzędnik ACEA w kontekście dyskusji na temat wprowadzenia nowej normy zanieczyszczenia Euro 7, która umożliwiłaby przejście na samochody elektryczne w Europie do 2035 roku.

W związku z brakiem znacznych dotacji, niektóre głosy ostrzegały wówczas, że nowe przepisy zagrażają europejskiemu przemysłowi motoryzacyjnemu i inwestycjom w tym sektorze, a także zaszkodzą gospodarkom niektórych krajów, zagrażając tysiącom miejsc pracy.

„W obecnej formie przepisy Euro 7 dotyczące zanieczyszczeń stanowią zagrożenie dla przemysłu samochodowego w całej Europie. Jednocześnie zagrażają one miejscom pracy” – ostrzegł czeski minister transportu Martin Kupka.

Z drugiej strony, koalicja ośmiu krajów podpisała nieoficjalny dokument oskarżający Komisję Europejską o obciążanie producentów samochodów dodatkowymi obowiązkami, donosi Euronews w kontekście.