Przedterminowe wybory we Francji: szansa dla francuskiej Nowej Prawicy
Macron rozwiązał parlament po wyraźnym sukcesie Rassemblement National (ID) Marine Le Pen, oficjalnie rozpoczynając kampanię wyborczą. Podczas dwugodzinnej konferencji prasowej stanowisko byłego prezydenta Francji było jasne: obawa przed frakcjonizmem politycznym, ekstremizmem (prawicowym z Le Pen i lewicowym z Mélenchonem), silna demonstracja koncepcji demokracji wobec tych, którzy krytykują wybór przedterminowych wyborów, przy jednoczesnym poszanowaniu woli narodu francuskiego.
Nacisk położono jednak na wartości, które napędzają jego przemówienie programowe, jego i Reinassance (RE), które obecnie przemawiają do lewicowego elektoratu odległego od La France Insoumise (LFI, GUE/NGL), a także od Partii Socjalistycznej (PS, S&D) kierowanej przez Raphaela Glucksmanna.
Macron oskarżył radykalną lewicę Jean-Luca Mélenchona o antysemityzm i antyparlamentaryzm, zarzucając jej wywoływanie ciągłych i niepokojących zaburzeń w Zgromadzeniu Narodowym. W obliczu tego życia politycznego złożonego, według niego, z „bricolages d’appareils”, prezydent chciał zademonstrować „szczere i pokorne pragnienie budowania konsensusu i tkania kompromisów” dzięki pomocy socjaldemokratów z jednej strony i republikańskiej prawicy (LR, EPP) z drugiej. Mówił więc o „federacji projektów do rządzenia”, a teraz do partii w obozie prezydenckim, pozbawionych absolutnej większości na dwa lata, należy zainicjowanie dialogu z innymi grupami politycznymi.
W międzyczasie jednak powstała już koalicja Nowego Frontu Ludowego z socjalistami, zielonymi i zwolennikami Mélenchona: koalicja, która podzieliła już prawie wszystkie z 577 okręgów wyborczych w związku z przedterminowymi wyborami parlamentarnymi. Synteza została znaleziona w „pluralistycznym” przywództwie, według ustępującego posła François Ruffina (LFI), który następnie zwrócił uwagę na kampanię wyborczą i potrzebę zjednoczonej lewicy przeciwko „związkowi rasistów i bogatych”, oznaczając tym samym zerwanie z Macronianami i Gaullistami.
Lider La France Insoumise, Jean Luc Mélenchon, zapytany o to samo, odpowiada elastycznie: „Je ne m’elimine pas, mais je ne m’impose pas”, nie eliminuje się, ale też się nie narzuca, deklarując jednak absolutną zdolność do odegrania roli premiera w przypadku osuwiskowego zwycięstwa lewicy w wyborach parlamentarnych. Następnie odwołał się do formuły zaproponowanej przez krajowego sekretarza PS, Oliviera Faure, aby zdecydować, kto stanie na czele ewentualnego rządu „nowego frontu ludowego”.
W międzyczasie najnowsze sondaże wskazują na partię Marine Le Pen na poziomie 30%, z prezydentem Jordanem Bardellą jako głównym kandydatem do roli premiera, z zamiarem zażądania dymisji Macrona w przypadku zwycięstwa. Reinassance, zmiażdżony przez dwa bieguny, wynosi około 20% i już zdecydował się nie wystawiać kandydatów w około 20 okręgach wyborczych uważanych za przegrane od samego początku.
W obu scenariuszach francuska konstytucja pozostaje niezmienna, więc polityka zagraniczna, sojusze międzynarodowe i obrona pozostają prerogatywami prezydenta Republiki – lub Macrona – przez pozostałe 3 lata jego mandatu prezydenckiego, podobnie jak stanowisko dowódcy sił zbrojnych.
Wyniki są trudne do odczytania, biorąc pod uwagę francuski system wyborczy: okręgi wyborcze można albo wygrać w pierwszej turze, jeśli kandydat przekroczy 50% głosów i 25% uprawnionych do głosowania, w przeciwnym razie wszyscy, którzy osiągnęli co najmniej 12,5% głosów na wprost. Możliwe jest więc, że dojdzie do głosowania dwustronnego (RN przeciwko NFP) lub trójstronnego (RN, NFP i Reinassance), podczas gdy ci, którzy nie mają prawie żadnej nadziei na zbawienie, byliby gaullistami.
Mogą być punktem zwrotnym: idąc z Macronem mogliby spróbować powstrzymać Mélenchona i rzucić wyzwanie Le Pen w run-offach; idąc z Le Pen mogliby zagwarantować Francji Nową Prawicę. Złożone, ale decydujące wyzwanie dla przyszłości Francji.
The text was translated by an automatic system