23 listopada we wschodnim regionie Walencji hiszpańska policja zatrzymała 34-letniego mężczyznę pochodzenia marokańskiego za domniemane przestępstwa „kradzieży, przemocy i zastraszania”. Według doniesień policji, mężczyzna próbował dźgnąć nożem mieszkańca miasta Burjassot, który zdołał uciec przed nożem, ale został uderzony kamieniem w twarz. Uderzenie pozbawiło mężczyznę przytomności, dając napastnikowi wystarczająco dużo czasu na zabranie jego rzeczy. Po odzyskaniu przytomności zaatakowany mężczyzna otrzymał pomoc medyczną i zgłosił atak do lokalnego komisariatu policji. Napastnik został jednak zwolniony zaledwie 24 godziny po zatrzymaniu. Kilku sąsiadów w walenckich miastach zgłosiło wzrost aktywności przestępczej od czasu katastrofalnych powodzi, które nawiedziły Wspólnotę Autonomiczną na początku listopada, w wyniku których zginęło ponad 200 osób. Nawet premier Pedro Sánchez z Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) przyznał, że przestępcy wykorzystują klęskę żywiołową. Ale epizod z Burjassot stał się zbyt powszechną historią jeszcze przed powodzią, zwłaszcza w małych miastach, w których osiedliły się duże rzesze migrantów z Afryki Północnej, częściowo ze względu na zachęty przyznane przez lokalne rządy kierowane zarówno przez PSOE, jak i centroprawicową Partido Popular (PP). Trzy dni wcześniej, w katalońskim mieście El Vendrell w prowincji Tarragona, policja zatrzymała innego mężczyznę marokańskiego pochodzenia, który próbował ukraść motocykl sąsiadowi. Napastnik uderzył ofiarę w głowę siekierą, co według doniesień doprowadziło do uszkodzenia czaszkowo-twarzowego. Napastnik z El Vendrell był jednak wcześniej co najmniej czterokrotnie zwalniany za podobne działania. Poinformowano, że mężczyzna nielegalnie zajmuje również budynek w mieście, wraz z innymi dziesiątkami osób. Mossos d’Esquadra – regionalne siły policyjne Katalonii – stwierdziły, że budynek ten był punktem zapalnym bójek i incydentów z użyciem broni. Nielegalna imigracja w Hiszpanii stale rośnie, dotykając prawie wszystkie regiony kraju. Katalonia i Walencja wyróżniają się ze względu na migrację pochodzącą z Morza Śródziemnego. Wyspy Kanaryjskie na Atlantyku również borykają się z kryzysem. 58% Katalończyków uważa, że migracja jest zbyt duża, według sondażu przeprowadzonego przez barcelońskie Centre d’Estudis d’Opinió. Ten sam raport wskazuje, że 62% Katalończyków zgadza się, że rząd stracił kontrolę nad przepływami migracyjnymi. Lewicowa separatystyczna partia Esquerra Republicana, będąca obecnie w opozycji w katalońskim parlamencie, stwierdziła, że 60% wszystkich zatrzymanych osób w Katalonii to obcokrajowcy. Konserwatywna partia VOX argumentowała, że „ponad połowa” uwięzionych osób w Katalonii to imigranci. Sam rząd regionalny stwierdził, że w skali punktowej od 1 do 10, Katalończycy oceniają strach przed byciem napadniętym na ulicy w nocy na 6. Szacunki z zeszłego roku wskazują, że 80% przestępstw w Barcelonie popełnianych jest przez obcokrajowców, z których większość to zarejestrowani „nieletni bez opieki”. Szacuje się, że obecnie w Hiszpanii przebywa ponad 14 tysięcy takich „nieletnich”, z czego dwie trzecie jest pochodzenia marokańskiego, zgodnie z danymi Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Rosnący wskaźnik przestępczości i publiczne postrzeganie braku bezpieczeństwa w Katalonii zmusiły regionalnych ministrów do przyznania, że „znaczna część przestępstw jest popełniana przez osoby nieposiadające hiszpańskiego dokumentu tożsamości”. Jednak rząd kierowany przez socjalistów utrzymuje w swoim oficjalnym dyskursie, że katalońskie społeczeństwo i sieć usług społecznych „załamałyby się” bez tej migracji. Salvador Illa, regionalny prezydent Katalonii, argumentował w zeszłym tygodniu, że „przyjmowanie i integracja migrantów nie stanowi zagrożenia dla naszego języka, naszego sposobu życia ani naszej tożsamości”. „To czyni nas lepszymi” – dodał.