W tym tygodniu mogłem z pewną intensywnością śledzić debaty w Parlamencie Europejskim. Nie tylko głosowanie nad nową Komisją Von der Leyen II. Także głosowanie i debatę nad nowym budżetem UE. Nic nowego w tej kwestii. Wynik wyborów europejskich w maju ubiegłego roku nie znalazł szczególnego odzwierciedlenia w kwestii budżetowej, ponieważ Europejska Partia Ludowa zdecydowała się w ostatniej chwili zawrzeć porozumienia z grupą socjalistów i liberałów, do której (przynajmniej jeśli słuchać przemówień) należy grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Europejska Partia Ludowa nawet nie starała się o inną większość, z ECR, Patriotami dla Europy lub małą grupą suwerenistów. Dwa najważniejsze obszary polityki europejskiej – wspólna polityka rolna oraz wspólna polityka azylowa i imigracyjna – po raz kolejny ucierpiały najbardziej. Oczywiście ani Komisja, ani Parlament Europejski nie zrezygnowały z histerii klimatycznej Europejskiego Zielonego Paktu (obecnie nazywanego sprawiedliwą i czystą transformacją), który zmniejsza, ogranicza i warunkuje kwoty, jakie mają otrzymać rolnicy i hodowcy zwierząt (którzy i tak są już duszeni przez nieuczciwą konkurencję ze strony zagranicznej produkcji); ani nie zrezygnowały z faktu, że polityka imigracyjna opiera się na pomocy i dotacjach na „zarządzanie” granicami. Prawie 200 miliardów euro. Budżet, który jest pochłaniany przez odsetki od zadłużenia funduszy nowej generacji; fundusze, które przy wielu okazjach i w wielu krajach (na przykład w Hiszpanii) stały się przedmiotem korupcji politycznej i gospodarczej; a przede wszystkim, które nie dotarły do Europejczyków; to znaczy pracowników, osób samozatrudnionych i małych przedsiębiorców, ale tylko administracji publicznej i dużych firm. Ale wszyscy Europejczycy muszą płacić większe odsetki od pożyczek, które nie trafiły do ich kieszeni. Nikt nie mówi o kosztach ponoszonych przez podatników, z wyjątkiem kilku posłów do PE, takich jak Zijlstra. Prawda jest taka, że porozumienie zostało osiągnięte we wczesnych godzinach porannych. Bardzo powszechna forma negocjacji w Parlamencie Europejskim: porozumienie przez wyczerpanie. Rada była podzielona, a kilka krajów odrzuciło porozumienie ze względu na jego ekspansywny charakter i zwiększone wydatki. Parlament Europejski również.
Raport Draghiego został wyrzucony do kosza w mgnieniu oka. Draghi zaproponował 800 miliardów euro rocznie. Nie osiągnięto nawet jednej czwartej tej kwoty. A przede wszystkim, biorąc pod uwagę wzrost tzw. obsługi zadłużenia, podział środków został przeprowadzony według lewicowych kryteriów ideologicznych, a nie według rzeczywistych potrzeb Europejczyków, a przede wszystkim kompetencji instytucji unijnych. Wystarczy zobaczyć, jak w wystąpieniach w Parlamencie Europejskim najbardziej zadowoleni z ostatecznego wyniku byli socjaliści i zieloni. Grupa ludowa broni go, podkreślając – na przykład – niewielki wzrost wydatków na badania w dziedzinie obronności, a grupa konserwatywna również go broni, choć w bardzo krytycznym duchu, co jest słuszne, ponieważ europejskie firmy nie są głównymi bohaterami. Cięcia w rolnictwie lub w odniesieniu do Europejskiego Funduszu Rolniczego Gwarancji zostały skrytykowane zarówno przez lewicę, jak i patriotów. Jest oczywiste, jak zauważyła Isabel Benjumea, członkini Partii Ludowej, że każdy budżet jest wyborem politycznym. Musimy więc stwierdzić, jak powiedziałem na początku tego artykułu, że nie ma żadnych nowych wydarzeń w tej dziedzinie. Wszystko pozostaje po staremu. Instytucje unijne nie wydają się służyć Europejczykom, ale raczej polityce, którą biurokratyczne elity w Brukseli uważają, że należy wdrożyć, bez powszechnego poparcia, a czasem nawet wbrew żądaniom naszych obywateli: więcej bezpieczeństwa, więcej i lepszych kontroli granicznych, obrona sektora pierwotnego i konkurencyjność europejskich przedsiębiorstw, co jest jedynym sposobem ochrony europejskiego pracownika.