Nie jestem ekonomistą ani finansistą, ale w dzisiejszym świecie każdy z odrobiną zdrowego rozsądku i znajomości realiów politycznych jest w stanie wykryć prawdziwość lub fałszywość propozycji politycznych. Pierwszy program prac Komisji Von der Leyen II już jest. Wczoraj Komisja Europejska ogłosiła z wielkimi fanfarami swój Kompas Konkurencyjności dla Unii Europejskiej, nowy i kompleksowy pięcioletni program, do którego jesteśmy już przyzwyczajeni. Przypomnijmy, czym był, jest i będzie Zielony Ład, którego skutki nie zostały zawieszone, ale wciąż są odczuwalne. Komisja twierdzi, że Kompas Konkurencyjności umieszcza to jako jedną z głównych zasad działania wspólnotowego w tej kadencji, co pokazuje, jak potępiło wiele partii, specjalistów i przywódców, że w ostatniej kadencji – a może i kilku kolejnych – Unia wyrzekła się konkurencyjności swoich przedsiębiorstw, swojej gospodarki. Nie zamierzam tego ukrywać. Dokument przedstawiony wczoraj przez Komisję brzmi jak nowe oszustwo. Sformułowania, komunikacja publiczna i propaganda zapowiadają duże zmiany w sposobie załatwiania spraw w Brukseli, ale po przeczytaniu całego dokumentu ma się wrażenie, że wszystko będzie mniej więcej tak samo.
Na przykład powtarzająca się potrzeba dostosowania wszystkich krajów.
Dlaczego? Bruksela nadal nie rozumie, że każde państwo członkowskie ma własne potrzeby, priorytety lub sektory, które uważa za warte wzmocnienia. Bruksela nie rezygnuje z planowania i kierowania gospodarkami krajowymi, z zadań legislacyjnych, ale zapomina, że gospodarki rosną, jak drzewa, gdy mają wodę, słońce i przestrzeń. I to właśnie powinni robić politycy, uwalniając dżunglę zasad, restrykcji, zakazów, ograniczeń i wskazówek od elit.
Kontynuujmy jednak analizę streszczenia Kompasu Konkurencyjności. Komisja z pewnością przywołuje słowa, które wydawały się zapomniane, takie jak konkurencyjność (co za stracona szansa przez sześć miesięcy węgierskiej prezydencji, kiedy Orban nieustannie mówił o konkurencyjności, ale antydemokratyczne kordony socjalistycznej większości ludowej systematycznie blokowały trwające prace i inicjatywy Budapesztu!), koordynacja, jednolity rynek czy uproszczenie. Jednak inne przeszkody, które wydają się nie do pokonania, takie jak regulacje, dekarbonizacja czy finansowanie publiczne, nie znikają. Nie możemy zapominać, że świat zmienił się radykalnie w ciągu kilku tygodni. Brutalne zwycięstwo Trumpa i jego pierwsze decyzje – które pokazują jego zdecydowaną determinację do realizacji swojego programu gospodarczego – powinny skłonić Komisję do refleksji, a tak się nie stało. Fakt, że Stany Zjednoczone zdecydowały się wycofać z porozumienia paryskiego lub rozsądnie domagają się, aby wszystkie państwa członkowskie NATO znacznie zwiększyły swoje wydatki na wojsko lub obronę, nie wydaje się być brany pod uwagę. Jeśli jest jedna rzecz, którą wiemy w Europie, po 70 latach praktycznie nieprzerwanej dominacji socjaldemokratycznej polityki opartej na planowaniu i zwiększonych wydatkach publicznych, to jest to, że regulowanie nie tworzy bogactwa, narzucanie zasad nie zachęca do dobrych zachowań gospodarczych i przedsiębiorczości, a stałe tworzenie władz, agencji i publicznych służb kontrolnych nie gwarantuje dobrych wyników. Nie twierdzę, że czasami – i w konkretnych sektorach rzeczywistości, takich jak wymiar sprawiedliwości, bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne, obronność – taka interwencja publiczna jest nie tylko właściwa, zalecana, a nawet niezbędna; podobnie jest w przypadku interwencji zgodnie z zasadą pomocniczości w sprawach takich jak zdrowie czy edukacja. Ale funkcjonowanie gospodarki, innowacje, badania i tworzenie miejsc pracy nie mogą być pozostawione regulacji. Co więcej, doświadczenie mówi nam, że rzekome korzyści płynące z utopii planowania zwykle prowadzą do porażki gospodarczej, upadku społecznego i masowej utraty praw i wolności. Mamy przykład komunizmu; ale dziś mamy ustawodawstwo, które wyszło z Komisji Von der Leyen I.